W ogóle tego nie słyszę

W sprawie mandatu zostałam wezwana do straży miejskiej na przesłuchanie. Odbywa się ono w prowizorycznej, wciśniętej między na pół zburzonej kamienicy na ulicy Mokotowskiej.

Publikacja: 01.08.2014 20:49

W kanciapie przedzielonej niskimi przepierzeniami umundurowany funkcjonariusz, wypełniając papiery i rozmawiając ze mną, słuchał radia nastawionego tak głośno, że ledwo słyszałam swój i jego głos. Wesołą rąbankę musieli też słyszeć inni pracujący tu urzędnicy i wezwani tu winowajcy.

– Czy mógłby pan to ściszyć albo może wyłączyć? – spytałam. Spojrzał na mnie zdziwiony.

– Ja tego w ogóle nie słyszę – odpowiedział jakby mimochodem, do siebie, ale prośbę spełnił.

– Ja niestety tak... – bąknęłam.

W tej sprawie właściwie najgorsze wydało mi się to jego: „Ja tego w ogóle nie słyszę". „W ogóle tego nie słyszy" także moja fryzjerka, u której co pewien czas spędzam dwie godziny skazana na głośny seans przebojów, reklam i szczebiotu prezenterów. „W ogóle tego nie słyszą" także ci, którzy ten łomocik puszczają w kawiarniach, restauracjach. On po prostu zawsze jest, musi być w każdym lokalu. „W ogóle tego nie słyszą" ci okablowani w komunikacji miejskiej. Nie słyszą w odróżnieniu od współpasażerów, którzy dobrze znają dźwięk dobiegający ze słuchawek: coś między brzęczeniem a szumem. Teraz mamy wakacje. Głos Rihanny mknie przez lasy, plaże i jeziora miejscowości letniskowych. Czy można „w ogóle tego nie słyszeć"?

Od wszechobecnego zanieczyszczenia dźwiękowego nie ma ucieczki. Człowiek jest bezbronny. Jedynym ratunkiem byłaby głuchota. Zaczynam marzyć o utracie słuchu, choćby częściowej.

I dochodzę do wniosku, że osłabiony słuch jest naturalnym mechanizmem samoobrony dla ludzi starszych, którzy po prostu nie mogą już znieść hałasu świata. Ale zanim człowiek ogłuchnie, nie ma wyjścia, chyba że się zamknie w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu.

Moja rodzina nie chce ze mną chodzić do restauracji. Twierdzą, że robię awantury, podczas gdy ja po prostu od razu przy wejściu grzecznie proszę o zmniejszenie decybeli. Zazwyczaj jestem przez personel traktowana, jakbym poprosiła o podanie świeżego mózgu małpy... A ja się czuję jak bohater słuchowiska Pawła Huelle, który prowadzi pełną donkiszoterii walkę z hałasem. Przegrywa oczywiście.

Cisza stała się dobrem luksusowym jak nietknięty krajobraz, czyste jeziora, las bez śmieci. Żeby ją mieć, trzeba by się otoczyć hektarami oddzielającymi od dyskotek, aut, głośników, motocrossów, quadów. Niedawno przez Warszawę przetoczyło się kolejne starcie właścicieli i użytkowników nocnych klubów z mieszkańcami, którzy domagali się ciszy, przynajmniej w nocy między ustawową godziną 22 a szóstą. W czerwcu kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców Saskiej Kępy przez trzy dni nie zmrużyło oka, bo na Stadionie Narodowym odbywał się festiwal Orange. Za każdym razem ze strony organizatorów tych imprez padają słabe przeprosiny i mętne obietnice, że w przyszłości będzie już ciszej. Bez skutku pozostają apele do kolei, żeby w pociągach wyznaczyć chociaż jeden wagon bez wszechobecnego gadania przez komórkę, tak jak jest w Niemczech.

Oczywiście marzenie o ciszy absolutnej jest utopią. Zresztą po co aż absolutna? Nie mam takich wymagań. Człowiek zawsze żył wśród dźwięków natury i one mu nie przeszkadzały. Umieszczony w kabinie bezdźwiękowej po trzech kwadransach zaczyna wariować. Słyszy bicie serca, perystaltykę... Dźwięki własnego organizmu stają się nie do zniesienia... Kto walczył w nocy z kranem, z którego kapały krople, wie, jaka to tortura. Cisza może czasem wykończyć.

Dźwięki przyrody są głośne, ale zharmonizowane. Potok, szum morza, szmer deszczu. Nad wodospadami Iguazu jest tak głośno, że ledwo słychać własny głos, potoki Renu dają całe pasmo częstotliwości. Ale kto powie, że to hałas? Kiedy te dźwięki słyszymy w naturze, one odprężają. Kiedy zostaną nagrane, to już nie to samo. Moje wnuki są usypiane programem z iPada, na którym nagrano szum deszczu i fal. Owszem, zasypiają przy tym, być może łatwiej niż przy utworze Metalliki, ale jednak są to dźwięki mechaniczne...

W dziewiętnastowiecznych powieściach opisywano „wiejską ciszę". Śpiew ptaków, szum drzew, szmer potoku, te rzeczy. Dzisiaj to historia. Lecz o ile hałas ciągników i kombajnów można uznać za naturalny, nawet konieczny, bo nikt nie wróci do sierpa i kosy, o tyle dyskoteka... No cóż, może rozrywka także jest prawem naturalnym.

Ale miasto? Hałas miasta jest męczarnią i nie zmienia tego fakt, że jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Trudno jest wytrzymać cały dzień, chodząc po Nowym Jorku. Hałas pędzących karetek i straży nawet w nocy jest trudny do zniesienia. Ktoś badał natężenie sygnałów wozów straży pożarnej. Okazało się, że się ono zwiększa co dziesięć lat. Musi się przebić przez inne dźwięki. Znajomi, którzy wrócili z Tokio, opowiadają, że najbardziej zaskoczyło ich, jak ciche jest to 27-milionowe miasto. Po pierwsze, samochód mają tylko ci, którzy przedstawią zaświadczenie o posiadanym parkingu. Po drugie, dużo jest pojazdów hybrydowych.

Ale może się zżymam niesłusznie. Dla każdego co innego jest hałasem. Kiedy moje nastoletnie sąsiadki puszczały mi za ścianą disco polo, postraszyłam je Mahlerem. Od razu ściszyły.

W kanciapie przedzielonej niskimi przepierzeniami umundurowany funkcjonariusz, wypełniając papiery i rozmawiając ze mną, słuchał radia nastawionego tak głośno, że ledwo słyszałam swój i jego głos. Wesołą rąbankę musieli też słyszeć inni pracujący tu urzędnicy i wezwani tu winowajcy.

– Czy mógłby pan to ściszyć albo może wyłączyć? – spytałam. Spojrzał na mnie zdziwiony.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał