Bo jak tu być uczciwym lewicowcem, pamiętając, że najsłynniejszym produktem lewicy, który podbił pół świata, jest komunizm? A w dodatku ma ona ogromny wkład w tak silną markę, jaką był narodowy socjalizm.
Czy wolno nam do lewicy zaliczać zarówno radykałów z „Krytyki Politycznej", jak i pogrobowców gen. Wojciecha Jaruzelskiego z Instytutu Badań Naukowych im. Edwina Rozłubirskiego? W poprzednim numerze „Plusa Minusa" Wojciech Stanisławski, pisząc o lewicowych rewizjonistach historycznych, uznał, że nic w tym zdrożnego.
W odpowiedzi na to Stanisławskiego wściekle zaatakował Michał Sutowski z „Krytyki". Przed tygodniem w naszej piątkowej audycji Plus Minus Wieczorem w RDC stwierdził, że nie wolno do jednego lewicowego worka wrzucać przedstawicieli nowej lewicy oraz „faszyzujących komunistów".
Michał Sutowski przyznawał, że w PZPR pojawiały się „brzydkie" nacjonalistyczne nurty. Ale wyciągał wniosek, że ich przedstawicieli nie można zaliczać do lewicy, bo skoro odwoływali się do wartości narodowych, to w rzeczywistości byli prawicowcami.
To nienowa strategia. Od wojny (a nawet i wcześniej) lewicowcy, podkreślając swój internacjonalizm, próbują stworzyć wrażenie, że idee nacjonalistyczne to domena prawej strony sceny politycznej. A skoro tak, to nazizm musiał być prawicowy.