Są ze mną wersy z utworu „Planty": „Błogosławiony został czas. I z każdą / Chwilą, gdy brniesz przez kopalnię liści, / Przekonujesz się, że sprzyja mijanie lat, / Bo tylko to, co skończone, może / przestać trwać". Krzysztof Koehler, poeta, znany z wierszy, które moje pokolenie czytało i czyta, w swoim ich wyborze „Na krańcu długiego pola" napisał mi następującą dedykację: „Siedzieliśmy razem aż do pierwszej w nocy, zostały nam z tego podkrążone oczy". Teraz napisał powieść. Dodam jeszcze, że poznaliśmy go również jako wnikliwego eseistę, zgłębiającego staropolską literaturę, czego zwieńczeniem jest chyba książka o Piotrze Skardze, zatytułowana „Boży podżegacz". Może zresztą doczekamy się kolejnego zwieńczenia. Oby.
Co nam proponuje Koehler prozaik? Książka „Wnuczka Raguela" to historia dwojga ludzi, chłopaka i dziewczyny, których życie skazało na bezdomność. Zmagająca się z biedą wiejska rodzina, najstarszy syn wysłany na studia, ale w domu straszna nędza zakończona zbrodnią. Wszyscy giną, a chłopak ucieka do lasu. Dziewczyny wychowuje dziadek. Kiedy umiera, młodsza siostra zostaje oddana do domu dziecka, starsza ucieka. Chłopak i dziewczyna spotykają się przypadkiem na ławce na krakowskich Plantach. Bezdomni. Chłopak, broniąc dziewczyny przed natrętnymi menelami, czuje za plecami jej oddech. Od tego zaczyna się miłość. Odtąd on poszukuje dziewczyny po dworcach, zaplutych melinach, rozmawia z rozmaitymi indywiduami i stacza o nią walki w świecie, o którym na co dzień staramy się nie myśleć. A kiedy znowu się spotykają, okazuje się, że dziewczyna jest w zaawansowanej ciąży, nie mówi, kim jest ojciec, choć my domyślamy się strasznej prawdy.
Odtąd powieść Koehlera zamienia się w swojską wersję „W drodze" Jacka Kerouaca. Jednak w tamtej przepełnionej wisielczym humorem powieści grupa przyjaciół podróżuje po kraju, by chlać, palić trawę i ciupciać się z kim popadnie. U Koehlera wędrówka po kraju jest gehenną, najpierw dwojga, potem trojga, bo rodzi się dziecko. Życie bez przyszłości, w świecie, w którym bezdomni są narażeni na szykany, na śmierć, traktowani jak śmiecie, jak śmierdzące odpadki. Działkowe budy, altanki, leśne szałasy, rowy, opuszczone hangary. Tu spełnia się los bohaterów powieści poety z Częstochowy.
Właściwie, o czym jest ta książka? Wydaje się, że nie ma początku ani zakończenia. Ono zresztą nie daje nadziei. Może jest zawarta w enigmatycznym tytule, który nie znajduje wyjaśnienia w książce i na pozór ma się nijak do jej treści. Archanioł Raguel jest obrońcą przegranych i, czytając prozę Koehlera, wierzymy, że czuwa nad bezdomnymi, nad duchowymi i materialnymi nędzarzami, którzy mimo wszystko zachowują człowieczeństwo w świecie pozbawionym nadziei. Może anioł Raguel to sprawił.