Bogusław Chrabota: Świat na dopingu, świat szalony

Możliwe, że jest już konieczny, że nie mamy innej możliwości i w naszym zagonionym świecie doping za chwilę stanie się normą.

Aktualizacja: 04.07.2015 17:07 Publikacja: 03.07.2015 12:06

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa

To oczywiście przerażająca wizja, ale z perspektywy wypalanych tysięcy papierosów, wypijanych hektolitrów kawy i setek kieliszków alkoholu jakoś łatwiej wybacza się Lance'owi Armstrongowi, Marion Jones czy Benowi Johnsonowi, że byli na dopingu. Skoro my nie możemy na co dzień funkcjonować bez dopalaczy, może należałoby im wybaczyć, że sięgają po wzmocnienie przy wysiłku niepomiernie większym, tytanicznym, by posłużyć się właściwym określeniem.

Czytelnik odpowie, że to nieludzkie, że farmakologiczne wsparcie odbiera sportowi lekkość, finezję, zabija tę harmonię duszy i ciała, którą zwykliśmy wiązać z pięknem ludzkiego wysiłku. Odpowiem – czyż nie faszerujemy się farmaceutykami, by wytrzymać zawodowe presje, obciążenia psychiczne codziennego życia, funkcjonowania w szkole, życiu, rodzinie? Stres każe nam prosić lekarza o pomoc. Lekarz usłużnie wypisuje receptę. Potem apteka, pigułka i święty spokój. Można wtulić się głęboko w fotel i wbić oczy w telewizor. Hipnoza niemal doskonała. Emocje wygasają lub rosną jak na życzenie.

W przypadku mistrzów sportu odmawiamy im takiej pomocy. Czyż to nie okrutne? Każdy z nich musi się ścigać z samym sobą, własnymi słabościami, bez wszechmocnych i wszechobecnych pigułek, zastrzyków wspierających, nowoczesnej chemii. Ktoś powie: takie jest prawo. Chrzanić to! Prawo można zmienić. Przepisy zbliżyć do życia. Pozwolić, by i oni, tak jak my, stali się maszynami. Żyli i umierali jak maszyny. Po osiągnięciu celu.

Ale czy nie godzimy się zbyt łatwo no to, by być maszynami? Czy musimy startować we wszystkich konkurencjach, jakie wyznacza nam życie? To zresztą problem nie tylko nas, indywidualnych ludzi.

Świat wokół nas jest właśnie taki. Dopalacze w postaci kredytów sztucznie napędzają dynamikę gospodarczą korporacji. Wspierają upadające systemy ekonomiczne państw. Suplementują sferę socjalną. W ekonomii nazywamy to długiem publicznym. Czymże jest dług publiczny, jeśli nie wydawaniem pieniędzy ponad stan? Finansowaniem rozbuchanych ludzkich potrzeb powyżej sumy, jaką się ma w portfelu.

Pieniądze pożyczyć łatwo. Wydać jeszcze łatwiej, zwłaszcza że wszystko dookoła namawia do ich wydawania. Karmi iluzjami. Możesz mieć więcej, przeżyć więcej, doświadczyć czegoś nowego! Jakże jesteśmy zachłanni, jak łatwo w to wchodzimy. Jak ciężko nam odmówić. Jakże się w tym zatraciliśmy. A potem zostajemy zwykle z niczym. Nie potrafimy spłacić kredytu. Przestajemy być komercyjnie atrakcyjni. Szukamy pomocy. Protestujemy. Domagamy się interwencji rządu, społeczeństwa, samego Boga. Na ulicach miast zaczynają płonąć pochodnie samochodów. Na wietrze powiewają wstęgi transparentów. Niech nas świat ratuje! Darować ten dług! Nie możemy, nie chcemy, nie potrafimy go spłacić.

Wszystko przez zachłanność. Głód sukcesu, iluzorycznego szczęścia, fałszywie rozumianego postępu...

Stop! A może o tej pogoni za szczęściem nie decyduje wcale nasza hedonistyczna natura? Może za dopingiem, który tak przyspiesza nasze życie, stoją jacyś macherzy od ludzkiej natury? Jacyś ukryci w cieniu ludzie, którzy żerują na naszym głodzie sukcesu. Wypychają sobie kieszenie naszymi wydanymi naprędce banknotami. Może stoi za nimi jakiś ściśle określony interes albo chora ideologia? Może ktoś pociąga za te sznurki i powoduje, że jesteśmy niczym więcej niż marionetkami?

Jakiś enerdowski lekarz, który obiecał wysokiej partyjnej figurze nadzwyczajne sukcesy olimpijskie? Jakiś podły Eufemiano Fuentes z walizami pełnymi strzykawek z EPO? Jakiś nieokreślony Ma Junren, któremu współcześni chińscy imperatorzy zlecili zadanie udowodnienia siły i potęgi dzieci imperium? Czyż nie może być tak, że doping serwują akuszerzy złej sprawy? A Ben Johnson, Lance Armstrong czy Justin Gatlin to tylko ofiary?

Nie wiem, czy jest to w naszej naturze czy ktoś tą naturą manipuluje. Pewne jest jedno. Poddajemy się tej pogoni, która ze swej strony wymaga paliwa. Bierzemy więc pełnymi garściami i gubimy granice, a z nimi siebie samych. Spalamy się. Niszczymy. Coraz szybciej i szybciej.

Dokąd nas to zawiedzie? Na próg jakiego szaleństwa? Do granic czego? Nie wiem. Nie wystarcza mi wyobraźni, choć czuję też coraz szybszy pęd świata. Może warto się ocknąć? Wrócić do prostych stoickich prawd?

Zatrzymać się na chwilę? Zwolnić? Odpuścić?

Czy to jeszcze możliwe?

To oczywiście przerażająca wizja, ale z perspektywy wypalanych tysięcy papierosów, wypijanych hektolitrów kawy i setek kieliszków alkoholu jakoś łatwiej wybacza się Lance'owi Armstrongowi, Marion Jones czy Benowi Johnsonowi, że byli na dopingu. Skoro my nie możemy na co dzień funkcjonować bez dopalaczy, może należałoby im wybaczyć, że sięgają po wzmocnienie przy wysiłku niepomiernie większym, tytanicznym, by posłużyć się właściwym określeniem.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy