Możemy jako redakcja czuć satysfakcję: Elżbieta Sieradzińska dowiedziała się o Cesarii Evorze dzięki nam. Już na początku książki pisze: „Migawkowa recenzja w »Rzeczpospolitej«, jeszcze takiej zwykłej, szarej. Trafiam na nią przypadkiem. Raptem parę akapitów. Że tak nagle, że już sławna, że muzyczne objawienie lat dziewięćdziesiątych. I że wystarczy raz usłyszeć »Sodade«, a nigdy się nie zapomni ani tej piosenki, ani tego głosu. Głosu tak prostego jak ludzki smutek. I nagle widzę »The Best of« w boksach EMPiK-u. Biorę bez wahania. Może facet ma rację? Miał. Pewnie przydarzyło mu się to, co setkom innych ludzi, a teraz dopadło i mnie. Folia z kasety w koszu, a kaseta od kilku dni niezmiennie w kieszeni magnetofonu. Otoczyły mnie (ale nie osaczyły) dźwięki, których istnienia nie podejrzewałam, omotały niesłyszane dotąd rytmy".
Pikantne chwile
Jedną z pierwszych – wraz z „Rzeczpospolitą" – osób, które w Polsce poznały się na Cesarii, była Magda Umer. Obejrzała występ gwiazdy na wrocławskim Przeglądzie Piosenki Aktorskiej (PPA) w 1999 roku.
– Wiedziałam, że muszę zobaczyć ten koncert – wspomina Magda Umer. – Chyba Roman Kołakowski, dyrektor PPA, powiedział mi, że na zimnym marcowym lotnisku Cesaria stała na bosaka i spokojnie czekała na kogoś, kto zawiezie ją do hotelu.