Bobkowski, nieśmiertelny chuligan

Życie, a zwłaszcza twórczość zmarłego w 1961 roku w Gwatemali pisarza ma wciąż swoich wytrwałych badaczy, którzy odkrywają przed czytelnikami Andrzeja Bobkowskiego zupełnie nowe odsłony jego pisania.

Publikacja: 30.12.2015 14:28

Jedno z ostatnich zdjęć pisarza, z kwietnia 1961 roku. Szpakowaty wąs, zadzierzysty uśmiech

Jedno z ostatnich zdjęć pisarza, z kwietnia 1961 roku. Szpakowaty wąs, zadzierzysty uśmiech

Foto: Zbiory Muzeum Literatury/East News

Porównujący wojenne dzienniki z ich literacką wersją szybko odkrywa cały szereg podobnych fragmentów, pominiętych w »Szkicach«, odsłaniających stosunek Bobkowskiego do Żydów podczas wojny, który nie zmienia się wraz z nasileniem prześladowań. Właśnie owa rozbieżność między wojennym nastawieniem Bobkowskiego do Żydów i niemieckiej polityki względem nich, zanotowanym przezeń z dużą szczerością w zeszytach, a jego powojenną fabularyzacją w »Szkicach« stanowi najbardziej wyrazistą różnicę pomiędzy obiema wersjami tekstu. Jest to różnica tym bardziej jaskrawa, że w »Szkicach« Bobkowski przedstawił się przecież czytelnikom jako współczujący świadek Zagłady, głęboko poruszony tragedią, która spotkała Żydów. Porównanie kilku wybranych fragmentów dotyczących ważnych momentów w historii Zagłady pozwoli nam ocenić skalę zafałszowania wojennej postawy Bobkowskiego wobec Żydów, do jakiej doszło podczas redagowania »Szkiców«" – napisał Łukasz Mikołajewski w artykule „Pamięć fabularyzowana" poświęconym powojennym poprawkom, jakich dokonywał w swych „Szkicach piórkiem" Andrzej Bobkowski.

Dowiedzieliśmy się rzeczy niezwykłej – istnieją rękopisy „Szkiców piórkiem" odnalezione w nowojorskich archiwach Polskiego Instytutu Naukowego w Ameryce. I oto w ich świetle Bobkowski, podobnie jak Leopold Tyrmand z „Dziennikiem 1954", jawi się jako pisarz, który wcale nie opublikował swoich zapisków wojennych w „Kulturze" Giedroycia w oryginalnej formie. Przez niemal całe lata 50. pisarz redagował wojenny dziennik, często zmieniając wymowę niektórych zapisków.

Czy to może dziwić? I tak, i nie. W końcu przeciętny czytelnik wierzy autorowi, który w tym przypadku skomponował swe „Szkice piórkiem" na wzór zapisków w dzienniku. Jednoczenie, jak napisał Andrzej Stanisław Kowalczyk: „Autor »Szkiców piórkiem« ma własną publiczność, która z roku na rok rośnie. W tym wypadku gusty badaczy i krytyków literatury oraz czytelników zbliżają się". Zatem nie może dziwić, że refleksja badaczy wciąż podąża w głąb i teraz o Andrzeju Bobkowskim wiemy o wiele więcej niż choćby pięć lat temu.

Jarosław Klejnocki, redaktor naukowy tomu studiów poświęconych Bobkowskiemu „Buntownik, cyklista, kosmopolak", twierdzi, że: „Najważniejsze ustalenia Łukasza Mikołajewskiego oraz Macieja Nowaka dowodzą, że rękopis tekstu wydanego potem jako »Szkice piórkiem« różni się znacznie od druku. Bobkowski ingerował w pierwotne zapiski, zmieniał je, dopisywał ex post – co w wielu miejscach »Szkiców« wygląda na umiejętność przewidywania i projektowania wydarzeń politycznych i historycznych przez młodego wtenczas diarystę, a było de facto dopisane po jakimś wydarzeniu".

Bagaż z Warszawy

Pozostańmy jeszcze przy kwestii żydowskiej, gdyż w wojennym dzienniku sporo czegoś, co można z powodzeniem pod antysemityzm podciągnąć. Tych fragmentów nie warto cytować (zainteresowanych odsyłam do artykułu Łukasza Mikołajewskiego we wspomnianym tu już tomie studiów o Bobkowskim), bo sam pisarz nie chciał, by kiedykolwiek ujrzały one światło dzienne. Trzeba jednak napisać, że w wojennym dzienniku Bobkowski zajmował stanowisko zdecydowanie Żydom niechętne, zarówno tym pochodzącym z Polski, jak i z Zachodu.

Snuł rozważania o Żydzie „u steru gospodarki światowej", sytuował go w Ameryce, co z kolei odsłania kolejną tajemnicę pisarza – podczas wojny zajmował stanowisko zdecydowanie antyamerykańskie, często gęsto porównując kapitalizm w wydaniu amerykańskim z komunizmem w wydaniu sowieckim jako dwa ustroje, które w równoważny sposób niszczą indywidualną wartość jednostki. Czy to dlatego – to wyłącznie mój domysł – Andrzej Bobkowski nie zdecydował się po wojnie na emigrację do USA, gdzie byłoby mu zdecydowanie łatwiej, gdzie miał wielu przyjaciół, a wybrał nieznaną mu wcześniej Gwatemalę, w której zaczynał wszystko od zera?

Mentalny bagaż antysemityzmu, który Bobkowski wyniósł niewątpliwie z II Rzeczypospolitej, w okresie powojennym został skonfrontowany z powojenną prawdą o Zagładzie, która nie mogła ominąć pisarza i niewątpliwie była dla niego szokiem. Także związek pisarza z „Kulturą" Jerzego Giedroycia, pismem, które krytycznie spoglądało na dziedzictwo polskiego, przedwojennego antysemityzmu, bez wątpienia wpłynął na przeformułowanie wojennego stosunku do Żydów obecnego w zapiskach. Pisał Maciej Nowak, badacz z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego: „Sądzę, że Bobkowski przywiózł antysemityzm z Polski, choć przecież nie był endekiem ani nawet nie sprzyjał prawicy. Wręcz przeciwnie – należał do grupy młodych socjalistów krakowskich i bił się z ONR-em. Czytał »Wiadomości Literackie«, a nie »Prosto z mostu«, co poświadcza zarówno rękopis [...], jak i listy do rodziny z tego okresu". I jeszcze: „Obecnie wyraźnie uświadamiamy sobie fakt, iż wydany przez Giedroycia tekst nie był dziełem młodego mężczyzny, który zaczął prowadzić swój dziennik w wieku lat 27, a skończył na dwa miesiące przed 31. urodzinami. Na naszych oczach upadł mit młodego geniusza. Sławny dziennik francuski Andrzeja Bobkowskiego jest bowiem dziełem dojrzałego mężczyzny po czterdziestce! A może trafniej byłoby powiedzieć, że »Szkice piórkiem« powstawały przez wszystkie te lata – od roku 1940 do 1957".

Listy z Ameryki (Środkowej)

Przed wielu laty w klasycznym już dziś eseju „Andrzej Bobkowski: marzenie o chuliganie" pisał Andrzej Horubała: „Umówmy się: Bobkowski to trochę pisarz wymyślony. To pisarz czytany przez pryzmat naszych marzeń i pragnień. To pisarz, któremu sporo dopisujemy, który ma u nas duży kredyt. Bo przecież ktoś taki jak on, no, może trochę lepszy, trochę zdolniejszy powinien się narodzić, powinien dać ton literaturze polskiej, powinien ją zbawić".

Wyrażone tu pragnienie „zbawienia literatury polskiej", którego miałby się podjąć Bobkowski, rzeczywiście się nie ziściło. Ale w kolejnych latach okazało się, że autor „Szkiców piórkiem" i „Coco de Oro" ujawnił się czytającej publiczności jako znakomity epistolograf. Dzisiaj biblioteka książek zawierających listy Andrzeja Bobkowskiego jest niezwykle bogata. Poza najważniejszymi – do Jerzego Giedroycia, obejmującymi okres 1946–1961 – mamy wzruszający tom listów pisanych z Gwatemali do matki, pochodzącej z Wilna Stanisławy z Malinowskich. Tę książkę, choć to truizm, naprawdę czyta się jak najlepszą powieść. A przecież to nie wszystko. Są osobne tomy listów Bobkowskiego do jednej z sióstr Lilpopówien, Anieli Mieczysławskiej, i do Tymona Terleckiego, krytyka teatralnego, z którym pisarz zresztą nigdy się nie spotkał.

To Terlecki jest autorem słynnych już zdań poświęconych pisaniu przez Bobkowskiego listów: „Było w Bobkowskim właściwie dwóch pisarzy: ten, który występował publicznie, i poufny epistolograf. Należał do już nielicznych przedstawicieli pięknej sztuki pisania listów, która jest tym bardziej sztuką, im mniej chce nią być. W drugim tomie »Szkiców piórkiem« jest zapiska o epistolografii: »Nie lubię pisać listów, bo nigdy nie potrafię pisać w skrócie«. Ta wrodzona skłonność, może i osamotnienie, może również prozaiczny tryb życia sprawiały, że pisał listy-lawiny, listy-eksplozje, reakcje łańcuchowe, niewymuszone i niepozowane, a świetne literacko".

Jest wreszcie skromny i zaskakujący tomik listów do Jarosława Iwaszkiewicza i – co jeszcze bardziej zaskakuje – to niemal 20 lat starszy autor „Pasji błędomierskich" pierwszy napisał do Bobkowskiego, chwaląc jego próby literackie, zachęcając do pisania, oferując łamy redagowanych przez siebie „Nowin Literackich". Obaj, tuż po wojnie, spotykali się w Paryżu. Czy była to próba ściągnięcia pisarza do opanowanej przez komunistów Polski? Po wyjeździe Bobkowskich do Gwatemali w 1948 r. (w liście pożegnalnym przyszły Querido Bob, jak go zwano w nowej ojczyźnie, „zapisał Iwaszkiewiczowi Europę") kontakt listowny stał się sporadyczny, wreszcie nastąpiła cisza. Możemy domyślać się tu reakcji pisarza na postępujące uwikłanie Iwaszkiewicza w komunistyczny system, zwłaszcza po szczecińskim zjeździe literatów w styczniu 1949 r. Rolę prawodawcy literackiego przejął już na zawsze Jerzy Giedroyc.

I są jeszcze wydane całkiem niedawno, wnikliwie opracowane przez Krzysztofa Ćwiklińskiego „Listy do różnych adresatów", w tym do Mieczysława Grydzewskiego, Józefa Wittlina, Aleksandra Janty-Połczyńskiego. Jest to więc licząca wiele setek stron spuścizna, która uruchomiła wyobraźnię krytyków literackich i wydawców. Bo – poza krajową edycją tomu opowiadań „Coco do Oro" – doczekaliśmy się także starannie wydanych szkiców Bobkowskiego w tomie „Ikkos i Sotion". Diarystyczne zacięcie pisarza oddają „Z dziennika podróży" i, również odnaleziony po latach, „Notatnik 1947–1960", już nie dzieło literackie, ale dokument życia, prawdziwy, nieregularnie prowadzony dziennik Andrzeja Bobkowskiego. Niedokończona powieść „Zmierzch", nad którą pisarz pracował w ostatnich miesiącach życia, także została wydana. Czytając ten fragment, oczywiście rodzi się żal, że autor swego zamierzenia nie dokończył, ale i pewność, że zaczął w dobrym stylu – miłosna intryga, z niespełnieniem, nieokreśloną bliżej tęsknotą w tle, sytuuje tę próbę gdzieś blisko prozy Grahama Greene'a, może Evelyna Waugha.

Erudyta na wygnaniu

W 2013 roku, w 100. rocznicę urodzin pisarza, na Uniwersytecie Jagiellońskim odbyła się międzynarodowa sesja poświęcona twórczości Andrzeja Bobkowskiego. Pozostał po niej obszerny tom studiów „Andrzej Bobkowski. Wielokrotnie". Jeden z jego redaktorów, a także autor poświęconej pisarzowi książki „Szczęście pod wulkanem", Maciej Urbanowski przyznaje: „Epistolografia okazuje się nowym obszarem wiedzy o Bobkowskim i nowym przykładem, jak był on świetnym pisarzem. Niby o tym wiedzieliśmy, ale w ostatnich latach autor »Szkiców piórkiem« jest coraz częściej czytany i opisywany już nie tylko jako »autor jednej książki«, ale i jako znakomity, świadomy swoich celów artysta".

Z idącej w różnych kierunkach refleksji nad twórczością wynikają wciąż nowe tropy, odkrywany jest Bobkowski inny, za to zawsze oryginalny i własny, choćby Bobkowski-odbiorca muzyki czy też pisarz dialogujący z Keyserlingiem i Wierzyńskim. Poznajemy go jako wielbiciela Oscara Wilde'a i Auguste'a Renoire'a. Fryderyk Chopin był ważną postacią w duchowym życiu pisarza, o czym niewiele dotychczas mówiono. To kolejna tajemnica Bobkowskiego, który na początku wojny rozczytywał się w listach Chopina, uważał go za wzór artysty i emigranta. Dlaczego? Podziwiał zdyscyplinowanie kompozytora oraz jego stosunek do swego statusu – wedle Bobkowskiego Chopin był idealnym, wymarzonym i projektowanym Kosmopolakiem, trzeźwo patrzącym na otaczającą rzeczywistość, nieulegającym pseudomistycznym zaćmieniom umysłu jak Mickiewicz czy Słowacki. I wybitnym artystą.

W 1941 roku pisarz notował: „Genialna prostota, zrozumiałość, muzyka nie dla nadludzi, żadnej metafizyki czy idei – po prostu muzyka. Z całą bezkompromisowością polskiego serca i polskiej wrażliwości". Pozbywamy się także uproszczonego wizerunku Andrzeja Bobkowskiego jako z lekka nieokrzesanego „chuligana wolności", do kultury wysokiej podchodzącego z dezynwolturą. Bobkowski czytał nuty, sam dla siebie „brzdąkał" utwory Chopina, był artystą o silnie rozwiniętej wyobraźni muzycznej, o czym świadczą liczne zapiski rozrzucone w „Szkicach piórkiem". Interesujący jest przy tym także jego stosunek do jazzu, w świetle odnalezionego rękopisu „Szkiców" z początku wyjątkowo niechętny. Muzyka, którą słyszał w lokalach Paryża, była dlań symbolem „amerykańskiego barbarzyństwa" zagrażającego europejskim wartościom: „Od pewnego czasu nie mogę znieść tej muzyki bez melodii o rytmie czkawki. Jest to czkanie tonami – ohydne i wulgarne, płaskie i otępiające. Jest w tym cała nasza »kultura« – cały brak równowagi, do jakiego doszliśmy, całe chamstwo i zabłąkanie się człowieka naszej epoki".

W wydaniu książkowym tę negatywną recenzję pisarz zamienił jednak na zdanie o całkowicie przeciwnym wydźwięku: „Nareszcie jakaś ludzka muzyka, a nie ciągle ten Beethoven, Mozart, Schumann i Schubert". Tu, podobnie jak to było ze stosunkiem do Żydów, autor najwyraźniej zmienił swe nastawienie, po prostu jazz polubił, bo w liście do Andrzeja Chciuka z 1960 roku przyznawał już bez ogródek: „Jestem zupełny [...] gulbrasson, jeżeli chodzi o [...] nowoczesną muzykę (poza jazzem, który uwielbiam)".

W dotychczasowej refleksji nad życiem i twórczością Andrzeja Bobkowskiego bez wątpienia brakowało monografii z prawdziwego zdarzenia. Lukę tę w ostatnim czasie wypełnił wspomniany już Maciej Nowak. Książka „Na łuku elektrycznym. O pisarstwie Andrzeja Bobkowskiego" (2014) to kolejny dowód na to, jak wiele jest jeszcze do odkrycia w twórczości autora „Czarnego piasku". Inspiracją dla tytułu stała się następująca zapiska Bobkowskiego z 8 maja 1943 roku: „Z dnia na dzień żyję intensywniej i MYŚLĘ. Między mną a wszystkim wokół wytwarza się tysiące napięć, tysiące łuków elektrycznych. Niczego nie lekceważę w moim otoczeniu, dla wszystkiego mam chwilę spojrzenia. Nieraz wydaje mi się, że ciągle coś tworzę, choć zasadniczo nie tworzę nic. Ale to właśnie mnie nasyca. Istnieje to już we mnie od dawna, ale nie zdawałem sobie z tego sprawy". Metafora łuku elektrycznego staje się dla autora znakiem siły sprawczej pisarstwa Bobkowskiego, wokół której konstruuje swój wykład.

Z czterech obszernych rozdziałów monografii Nowaka najbardziej zainteresował mnie ostatni, poświęcony duchowości i religijności Andrzeja Bobkowskiego, kolejnej tajemnicy jego życia i twórczości. Mając w pamięci szkic „Lourdes", a także liczne rozproszone wzmianki dotyczące stosunku pisarza do Boga, zbawienia, duszy i wieczności, czekałem na poważne opracowanie tego tematu, wzmiankowanego zresztą w licznych wypowiedziach osób, które Bobkowskiego znały. Jerzy Giedroyc: „Była to natura kontestująca, buntownik, który zawsze starał się być niezależny. [...] Poza tym bardzo ważna była dla niego wiara. Bobkowski był głęboko wierzącym człowiekiem".

Jego religijność – udowadnia Nowak – opierała się na bardzo silnym, intuicyjnym doświadczeniu wiary, bliskim religijności ludowej. To dlatego w szkicu „Lourdes" podróż do sanktuarium jest jednocześnie podróżą wewnętrzną, a u jej celu znajduje się niepojęty cud, a jednak jak najbardziej realny, będący potwierdzeniem celowości podjętej drogi. „Boga potrzebuje się przecież tak samo jak tlenu, a duch nie tylko jest rozumem, lecz także uczuciem. Poczucie moralności, wolności, piękna i świętości nie jest funkcją intelektu". Pisze Maciej Nowak: „Religijność obecna w pismach Bobkowskiego bynajmniej nie przypomina »czystego stanu mistycznego«, tu obserwacja staje się modlitwą, wakacyjna włóczęga pielgrzymką, dyskurs wyznaniem wiary, a seans w kinie doświadczeniem świętości".

Wysokie napięcie

Bez istnienia Boga wszelkie ziemskie działania człowieka, sugeruje Bobkowski, mają na sobie znamię niewolnictwa. Ten temat rozwija przede wszystkim w swoich opowiadaniach napisanych w Gwatemali, a także w niedokończonej powieści „Zmierzch". Po ich lekturze Kazimierz Wierzyński pisał do Bobkowskiego: „Widzę, że religia bardzo Pana przejmuje. [...] Jest to w pewnym stopniu dla mnie niespodzianka. Nie wyczułem w Panu tego i nie powinienem się tym chwalić". Maciej Nowak nazywa nawet opowiadania „Punkt równowagi", „Spotkanie" i „Spadek" „religijnym tryptykiem", w którym dochodzi do przekroczenia etyki honoru – tę Bobkowski zaczerpnął od uwielbianego Josepha Conrada – w kierunku religii właśnie, która staje się odpowiedzią na rozterki egzystencjalne bohaterów. Wszyscy oni są uwikłani i poranieni, odbywają swą duchową podróż, na jej końcu czeka ich wolność, ta zaś jawi się w postaci wiary chrześcijańskiej.

Widzimy konsekwencję tej postawy także w życiu, gdy poważnie chory już pisarz 9 czerwca 1959 roku notuje: „Rano wstałem wcześnie, o siódmej, i bez śniadania pojechałem do Maryknoll, do spowiedzi i do komunii. Jak się należy do tego »Dżokej Klubu«, to trzeba zachowywać reguły. [...] Powiedziałem, że w czasie tej przerwy między rundami z tą wściekłą chorobą miałem ochotę przestać wierzyć. Niby co? Śmierć. To znaczy nic – przechodzi się w nicość. Jeszcze nigdy nie miałem w sobie takiej pokusy powiedzenia sobie: NIC. To nawet ciekawe. Ale jak mu to powiedziałem, to przyszło mi na myśl: »Szatan czuwa«. [...] Nie – wierzę. Niech się dzieje, co chce – wierzę".

Nic dziwnego, że twórczość Andrzeja Bobkowskiego pozostaje aktualna, wciąż jest – jak widzimy – odczytywana na nowo, budzi dyskusje, refleksje i kontrowersje. Krzyżują się i wzajemnie dopełniają, dając nadzieję, że także przyszły czytelnik uzna Andrzeja Bobkowskiego za „swojego pisarza". Andrzej Horubała: „Bobkowski w sporze z Giedroyciem o to, czy wykorzystywać rewizjonistów w walce o niepodległość, w zasadzie był zdania, że to wszystko, co przynosi Kołakowski i wszyscy krajowi literaci, to jest gówno i że w ogóle nie należy liczyć się i z pismami tam tworzonymi, i z jakimiś politycznymi gierkami. [...] Analiza tego gestu kopnięcia, odepchnięcia świata, pogardy dla ideowych przeciwników i ceny, jaka płaci się za taką pogardliwą postawę, na pewno może być ciekawym elementem rozmyślań nad Bobkowskim".

A co na to Andrzej Nowak? „Brak kompromisowości ze strony Bobkowskiego był, myślę, bardzo dużą wartością, na którą można spojrzeć jak na wadę – można analizować ją jako ułomność, ale na szczęście dla nas możemy zobaczyć siebie, zobaczyć inteligencję PRL-u właśnie z perspektywy nieskundlonej, kogoś, kto nie akceptuje sytuacji". Maciej Nowak: „[...] trochę zjeżyłem się na to przyporządkowanie Bobkowskiego do jakiejkolwiek partii czy frakcji, czy to prawica, czy lewica, bo moim zdaniem do niego idealnie pasuje taka kwestia z »Władcy pierścieni« Tolkiena, gdy Pippin pyta Drzewca: »a ty jesteś za kim?«, a on mówi: »za nikim, bo nikt nie jest po mojej stronie«".

„Mało jest tak wstrząsających fragmentów na temat Powstania Warszawskiego, jak zakończenie »Szkiców piórkiem« – dodaje Dariusz Gawin. – Wstrząsająca jest decyzja autora, który kończy dzieło tym obrazem. Dla mnie jest nieważne, czy ona jest prawdziwa, czy on sobie przypomniał o niej dopiero po latach. To jest decyzja autora, ona jest decyzją kompozycji, decyzją co do układu treści – on postanowił swoje największe literackie dzieło zakończyć właśnie tym motywem. Mógł pociągnąć tę historię dalej, bo wojna przecież się nie skończyła, ale to był koniec wojny Polaków, którzy rozpoczęli wojnę jako ofiara i zakończyli jako ofiara podwójna, w zniszczonej Warszawie".

I wreszcie Andrzej Horubała: „Jego doświadczenia z drugiej wojny nie wiązały się z takim przeżyciem Holocaustu, jak było dane tym, którzy spędzili ten czas w Polsce, i nie chcę powiedzieć, że jest to usprawiedliwienie, ale może wytłumaczenie i jednocześnie pytanie, czy ktoś, kto nie przeżywał Holocaustu w taki sposób, jak się to działo tu, na tej ziemi polskiej, powinien podlegać takim regułom poprawności politycznej końca XX i początku XXI wieku [...]. Myślę, że Bobkowski bardzo by się zbuntował przeciw temu założeniu, że jest jakaś »zbrodniomyśl«, za którą on powinien być skrytykowany, potępiony, bo jest ona zdefiniowana, nowym zresztą, postanowieniem Rady Europy".

Czy istnieją jeszcze jakieś inne tajemnice Andrzeja Bobkowskiego? Na pewno całe mnóstwo. Jarosław Klejnocki dorzuca rozwiązanie kolejnej: „Bobkowskiemu jednak względnie powiodło się w interesach. Choć na początku życie w Gwatemali było ciężkie i na krawędzi głodu, to umierając, zostawił w spadku Barbarze oszczędności i udziały w biznesie mniej więcej w wysokości 14 tysięcy dolarów. Mniej więcej tyle samo, co – jak wiemy z »Kronosa« – miał przed śmiercią na kontach Gombrowicz. Tylko że on był znanym na świecie pisarzem, który otarł się o Nagrodę Nobla, dostawał stypendia, a Bobkowski doszedł do majątku pracą własnych rąk, obrotnością i umiejętnością biznesowego myślenia. Fakt, że Barbara żyła potem w biedzie, to już wynik oszustwa byłego partnera Bobkowskiego w interesach. Nieprawdą zatem jest, że do końca życia pisarz zmagał się z nędzą. Kupił sobie nawet samochód!".

Porównujący wojenne dzienniki z ich literacką wersją szybko odkrywa cały szereg podobnych fragmentów, pominiętych w »Szkicach«, odsłaniających stosunek Bobkowskiego do Żydów podczas wojny, który nie zmienia się wraz z nasileniem prześladowań. Właśnie owa rozbieżność między wojennym nastawieniem Bobkowskiego do Żydów i niemieckiej polityki względem nich, zanotowanym przezeń z dużą szczerością w zeszytach, a jego powojenną fabularyzacją w »Szkicach« stanowi najbardziej wyrazistą różnicę pomiędzy obiema wersjami tekstu. Jest to różnica tym bardziej jaskrawa, że w »Szkicach« Bobkowski przedstawił się przecież czytelnikom jako współczujący świadek Zagłady, głęboko poruszony tragedią, która spotkała Żydów. Porównanie kilku wybranych fragmentów dotyczących ważnych momentów w historii Zagłady pozwoli nam ocenić skalę zafałszowania wojennej postawy Bobkowskiego wobec Żydów, do jakiej doszło podczas redagowania »Szkiców«" – napisał Łukasz Mikołajewski w artykule „Pamięć fabularyzowana" poświęconym powojennym poprawkom, jakich dokonywał w swych „Szkicach piórkiem" Andrzej Bobkowski.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska