Im dalej od naszych wielkich przemian, od wielkiej historii, tym mniej wiążą się z nią młodsze pokolenia. Nastolatki. To pokolenie będzie głosować za kolejne cztery lata, więc niezależnie od wyników tych wyborów dobrze się mu przyjrzeć. Oczywiście, nie jest to jeden wielogłowy stwór, który działa jak wielki organizm. Każdy 14-latek jest inny, ale prawo pokolenia to prawo instynktu samozachowawczego, więc nie można go pomijać. To pokolenie różni się od poprzedniego tym, że każde opowiadanie z przeszłości trzeba mu opatrzyć komentarzem. Życie bez komórek jest dla młodych tak trudne do wyobrażenia jak dla średniowiecza samoloty. Godzina „W" w Powstaniu Warszawskim z całą pewnością nadana była esemesami, a bitwy rozgrywane z telefonem przy uchu. „Wiesz... szłam wtedy ulicą i nagle zapomniałam adresu" – nastolatek zwykle w tym miejscu pyta: „Telefonu też zapomniałaś?". Mówisz mu wtedy po raz kolejny, że telefonów nie było, on potakuje, ale trudniej mu to sobie wyobrazić niż dinozaura. Życie online jest dla niego czymś biologicznie naturalnym, tak samo jak cała natura. To po prostu zewnętrzny mózg w fazie jeszcze bardzo prymitywnej, bo korzystanie z niego zajmuje dużo czasu. Powinien być wszczepiany np. w środek dłoni i wtedy będzie mniej zachodu. Lubią okropieństwa. „Hardcory". „Pokażę pani coś, ale to będzie straszne. Boi się pani?". „Nie, pokaż". Pokazuje Hitlera, Stalina i dymki z durnymi żartami. „Wiesz... mnie to nie śmieszy, może dlatego, że za dużo o tym wiem". „Jasne. Jasne. To pokażę pani coś innego".
Pozostałe nastolatki przyklaskują. Wiadomo, co to będzie. Absolutny hit. Znają to na pamięć, a nawet potrafią całe fragmenty powiedzieć chórem. Na ekranie pokazuje się ośmioletnia youtuberka. Dostała właśnie jakieś niemiłe wpisy i ma zamiar powiedzieć, co o tym myśli. A myśli, że lepiej z nią nie zadzierać, o czym może zaświadczyć jej dwuletni brat. Bo co ona robi z takimi, którzy się jej nie podobają? Jednym palcem podcina gardło. O tak.
Filmik ma niezwykłe powodzenie i jest „super po prostu". Dzieciaki, które mi to pokazują, też są super. Naprawdę fajne i inteligentne. Tylko poruszają się w świecie swojego pokolenia. Nie widzą niczego patologicznego w tym dziecku. Raczej w nas, dorosłych, którzy nie mogą uwierzyć, że to się może podobać. Im właśnie, wychowanym na konikach Pony i błyszczących plastikach. Bawią się Hitlerem, Stalinem i tą patologiczną dziewczynką. A my? W otoczeniu, w którym to oglądam, dorosłych jest wielu. I co? Patrzymy na te seanse z bezradnością. Tłumaczyć? Krzyczeć? Zabierać telefony? Karać? Wszyscy instynktownie wiemy, że dzieli nas odległość całej cywilizacji i nie zrozumiemy się nawzajem.
Pytanie tylko, jacy oni będą za cztery lata i czym da się ich przekonać do uczestnictwa w realnym życiu społecznym. Może już trzeba stwarzać wirtualne ugrupowania? Wymyślać gry, rysunkowych liderów i graficzne partie? Ja wcale nie żartuję. Już mamy koncerty z hologramami nieżyjących artystów. Dlaczego więc wykluczyć, że za kilka lat krajowi, a może nawet światu, zaczną przewodzić wybierani demokratycznie bohaterowie komiksów? Będą stały za nimi całe polityczne korporacje grafików. Kogo pokochamy? Silnego walecznego czy nieporadnego grubaska? Lamparcicę czy słoniątko? Będą do nas mówić tuż przed wyborami: „Ja mam moc i tę moc wam przekażę!", „Ja jestem mały tak samo jak wy, ale jak się zbierzemy razem, to będziemy taaaacy duzi!", „Oto ja, waleczna kocica. Żaden pies nie ujdzie z życiem. Jak nie my ich, to oni nas".