Gdy przyglądamy się dziś programom głównych prawicowych partii politycznych, o tych skrajnych nie wspominając, widzimy, że nie mają one niemal żadnej pozytywnej wizji Unii Europejskiej. Eurosceptyczna prawica coraz głośniej domaga się w ogóle demontażu Wspólnoty, centroprawica akceptuje status quo, a prawica tożsamościowa – czyli mieszcząca się między tą odwołującą się do nacjonalizmu a tą w centrum – wciąż na Unię narzeka.
Wylano już morze atramentu na opis procesu, za sprawą którego liberalna lewica przejęła projekt wspólnej Europy, u swoich korzeni wszak z gruntu prawicowy i wprowadzany przez chadeckich polityków (wielu było wiernymi synami Kościoła katolickiego). Dziś Europę za „swoją" uważają głównie partie liberalne i socjaldemokratyczne. Liberałowie od dawna forsują pomysł głębszej federalizacji UE, uznając, że tylko likwidacja państw narodowych doprowadzi do zaszczepienia liberalnych wartości na całym kontynencie. Również socjaldemokraci chuchają i dmuchają na Wspólnotę, uważając ją za narzędzie szerzenia postępu i promocji europejskiego „modelu socjalnego" – to modne hasło, które powtarzają ostatnio w Europie wszyscy bez względu na poglądy polityczne. I teoretycznie europejska chadecja również ma własną wizję Unii, ale konserwatyści zarzucają jej, że przez wieloletni sojusz z socjalistami w Parlamencie Europejskim nie potrafiła stanąć na drodze procesowi kolonizowania UE przez lewicę.