Strategia „Oriental Empires" pokazuje, jak trudne było życie chińskiego władcy i z jak wieloma problemami musiał się zmagać. Za grę odpowiada Bob Smith, współautor serii „Total War". Nic więc dziwnego, że jego nowa produkcja przypomina ten kultowy cykl. Olbrzymie bitwy, w których biorą udział setki zróżnicowanych jednostek, robią spore wrażenie. Twórcy zadbali o najmniejsze szczegóły, choćby o stroje poszczególnych formacji. Odtworzyli też ich sposób zachowania się w terenie.
W „Oriental Empires" nie można uciec od ekonomii. Umiejętność zarządzania krajem, zapewniania sobie sympatii sąsiednich klanów oraz rozwijania technologii ma spore znaczenie dla końcowego sukcesu. Zwłaszcza że wojny jako takiej można tu długo unikać. Lepiej skupić się na budowie spichlerzy, farm czy dróg, które ułatwiają stworzenie silnego państwa. Wszystkie decyzje podejmowane przez gracza wpływają oczywiście na życie jego poddanych. Ci zaś nie są potulnymi barankami. Potrafią się buntować i protestować!
„Oriental Empires" nie jest grą idealną. Chociażby dlatego, że zmusza do kontrolowania olbrzymiej liczby drobiazgów. Gracz jest zasypywany informacjami, w których niezwykle łatwo się pogubić. Aby wszystko to ogarnąć, trzeba poświęcić mnóstwo czasu. Nie da się siadać do tej gry na chwilę – lepiej spędzić przy niej pół nocy, by opracować strategię zabawy i następnie skutecznie wdrożyć ją w życie. A kolejnego dnia czynność powtórzyć. Może więc warto wziąć z tej okazji urlop?
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
tel. 800 12 01 95