Jak wynika z opublikowanego właśnie raportu „Wynagrodzenia nauczycieli w Polsce", przygotowanego dla Ośrodka Rozwoju Edukacji i Ministerstwa Edukacji Narodowej przez Mikołaja Herbsta z Uniwersytetu Warszawskiego, wyższe zarobki nauczycieli to wypadkowa polityki i zamożności danego samorządu.

Dokument pokazuje, jak przepisy Karty nauczyciela i rozporządzeń wykonawczych wpływają na wysokość nauczycielskiego wynagrodzenia. Zwiększają je godziny ponadwymiarowe i dodatki motywacyjne, których wysokość ustalają radni. Minimalne wynagrodzenie zasadnicze, które stanowi ok. 60 proc. pensji, ustala w rozporządzeniu minister edukacji. W województwach: lubelskim, podkarpackim, łódzkim i świętokrzyskim nauczyciele zarabiają średnio o 300–400 zł mniej niż koledzy z pomorskiego, śląskiego czy mazowieckiego. Pensje najbardziej różnicują nauczyciele dyplomowani, z najwyższym stopniem awansu zawodowego. Na Mazowszu średnią zawyża Warszawa i okolice, np. Piaseczno, Konstancin. Tam dyplomowany w 2010 r. zarabiał przeciętnie ponad 5 tys. zł brutto, a w gminach położonych dalej od stolicy mniej niż 4 tys. zł.

Według Jana Herczyńskiego z Uniwersytetu Warszawskiego zróżnicowanie wynagrodzeń wskazuje, że samorządy są niezależne i autonomiczne, i w granicach określonych m.in. Kartą nauczyciela prowadzą różne strategie. Te na wschodzie Polski zdecydowanie wolą mieć więcej pedagogów, ale ich pensje są niższe. Gminy i powiaty z zachodniej Polski dodatkowe godziny przydzielają pracującym, zamiast zatrudniać nowych na część etatu. Zgodnie z Kartą mogą im przyznać połowę godzin przypisanych w ramach pensum.

Marek Zborowski-Weychmaan, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 6 w Suwałkach, przyznaje, że jego podwładni nie mają godzin ponadwymiarowych. Dla szkoły to nie jest korzystne, bo wielu nauczycieli pracuje tylko na część etatu. Tymczasem nauczyciel mający więcej godzin nie szuka dodatkowego zatrudnienia, więcej czasu spędza w placówce, co przekłada się na jakość jego pracy. Wpływ na wysokość pensji mają też dodatki motywacyjnych. Te jednak zależą przede wszystkim od zamożności gminy. Bogate wypłacały ponad 1000 zł, np. Lubin i Warszawa – 1460 zł, Polkowice – 1413 zł, Mielno – 1236 zł. Biedniejsze, zwłaszcza w Małopolsce, na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie – mniej niż 600 zł.

Z danych zebranych przez Herbsta wynika też, że w ponad 600 gminach, czyli 25 proc., nie ma ani jednego stażysty. Młodych unikają województwa ze wschodniej Polski. –Otrzymać pracę w szkole, to jak wygrać na loterii – przyznaje Eugeniusz Gołembiewski, burmistrz Kowala, województwo kujawsko-pomorskie.