Mimo to SO oddalił powództwo kobiety, która domagała się od Skarbu Państwa pieniędzy za opieszałe działanie i zaniechania policji, prokuratury i sądu. Doprowadziły one do rodzinnej tragedii.
Sąd przyznał, że policja nie wykonywała czynności wynikających z tzw. niebieskiej karty (jest to specjalna procedura dla osób dotkniętych przemocą domową). Niemniej jednak nie ma związku przyczynowego między jej zaniechaniami a spełnieniem groźby spalenia domu przez byłego męża powódki. Ponadto nie podzielił jej zarzutu, że sąd rejonowy i prokuratura, które zajmowały się sprawą Eugeniusza S., także działały opieszale. Pełnomocnik powódki zapowiada apelację.
Kobieta od kilku lat domagała się sprawiedliwości. Najpierw od policji i prokuratury, potem od sądu.
Po tragedii żądała 600 tys. zł odszkodowania i 50 tys. zł zadośćuczynienia za doznane krzywdy. Były mąż znęcał się nad nią i dziećmi, okradał, a na koniec podpalił dom, w którym mieszkała, wraz z dziećmi. Pozwani nie podzielali jej zarzutów i wnosili o oddalenie powództwa.
Dramat kobiety trwał kilka długich lat. Dwukrotnie zwracała się po pomoc policji. Funkcjonariusze za pierwszym razem odmówili wszczęcia dochodzenia, a za drugim także uznali, że jest za mało dowodów, by zająć się sprawą. W efekcie umorzyli postępowanie. Obie decyzje poparł prokurator. Kilka tygodni później kobieta informowała o kolejnych groźbach.