Mieszkanka wioski pod Lubartowem dowodziła, że hałas powodowany przez psy, które hoduje jej sąsiad, budzi jej rodzinę w nocy i przeszkadza w wypoczynku. Ponadto sąsiad, trenując psy do pracy w policji i Straży Granicznej, używa petard.
W procesie kobieta kilkakrotnie modyfikowała swoje powództwo. Ostatecznie domagała się całkowitego usunięcia hodowli, ewentualnie przesunięcia jej w głąb posesji na odległość 120 m od jej budynku (obecnie 23 m). Roszczenie oparła na przepisach art. 144 [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=70928]kodeksu cywilnego[/link] (zakaz ujemnego oddziaływania na cudzą nieruchomość w drodze tzw. immisji pośrednich) w związku z art. 222 § 2 k.c. (pozwala nałożyć na właściciela nieruchomości, z której pochodzą negatywne oddziaływania, obowiązki minimalizujące immisje pośrednie).
Mężczyzna, ceniony w branży hodowca, przyznał, że hoduje około 20 owczarków niemieckich, ale jego zdaniem hałas czyniony przez psy nie jest aż tak uciążliwy, jak to przedstawia sąsiadka.
Sąd Rejonowy w Lubartowie, opierając się m.in. na opinii biegłego z zakresu ochrony środowiska, ekspertyzie akustycznej, a także zeznaniach innych sąsiadów, ustalił, że istotnie hodowla zakłóca ponad przeciętną miarę korzystanie z nieruchomości sąsiednich. Hałas występuje wielokrotnie w ciągu dnia i nocy, nie można przewidzieć, kiedy nastąpi.
Zdaniem sądu nie można jednak uwzględnić roszczeń, których domaga się kobieta. Powołane przez nią przepisy pozwalają bowiem nałożyć obowiązek nie tylko całkowitego zaprzestania takich działań, ale i zniwelowania zakłóceń do poziomu dozwolonego.