I tu zaczynają się problemy, bo choć w ostatnim czasie przepisy się nie zmieniły, zmieniło się stanowisko skarbówki. Urzędnicy bardzo ściśle zaczęli rozumieć pojęcie własnych potrzeb mieszkaniowych. Dla nich to zadbanie o dach nad głową dla siebie, ale już nie dla rodziny!
Nic tak nie cieszy jak to, że fiskus wie wszystko. Nawet to, na czym polega zaspokajanie potrzeb – co je zaspokaja, a co nie.
I że podatkowo premiowane są wyłącznie własne potrzeby.
Urzędnikom wypada więc przypomnieć, że ustawodawcy przy wprowadzaniu ulgi mieszkaniowej przyświecał prosty cel: prowadzenie polityki sprzyjającej zaspokajaniu potrzeb mieszkaniowych obywateli. To prawda, przepisy mówią o potrzebach podatnika. Ale czy fiskusa powinno interesować, z kim podatnik mieszka? Przecież wydał pieniądze po to, by mieć dach nad głową. A że mieszka z synem, konkubentem czy teściową – to już jego sprawa. Wypada przypomnieć i to, że urzędnicy powinni niejednoznaczne pojęcia interpretować na korzyść podatników. Czas uczynić z tej zasady regułę stosowaną w praktyce, a nie jedynie na papierze.
Historia z ulgą mieszkaniową przypomina opisaną w bajce o złotej kaczce. Dla tych, którzy nie pamiętają: biedny szewczyk w podziemiach zamku spotkał pływającą po jeziorze kaczkę ze złotymi piórkami. Dała mu 100 dukatów i postawiła warunek: wyda je tylko na własne potrzeby. Ten jednak polecenia nie wykonał, podzielił się dukatami z żebrakiem. Wtedy pojawiła się złota kaczka, krzycząc, że nie spełnił warunków i już zawsze pozostanie biedny.