Z raportu policji o wypadkach drogowych wynika, że we wszystkich tego typu zdarzeniach zginęło w ubiegłym roku prawie tyle samo, ile rok wcześniej – 2862 osoby. Niektórzy w internecie zwrócili szczególną uwagę na ofiary śmiertelne wśród rowerzystów. Według obliczeń w 2018 r. zginęło o 66 cyklistów więcej niż rok wcześniej. W minionym roku oni sami przyczynili się też do 1713 wypadków (167 więcej niż rok wcześniej), w których zginęły 132 osoby. Za każdą z liczb kryją się nieszczęścia konkretnych rodzin i bliskich. Statystyki należy więc traktować przede wszystkim jako ostrzeżenie dla innych. Te dane i kolejny sezon rowerowy staną się przyczynkiem wielu dyskusji, które często osiągną temperaturę wrzenia.
Czytaj także: Coraz więcej rowerzystów ginie na drogach
Oczywiście to kierowcy powinni szczególnie uważać na to, żeby nie spowodować nieszczęścia na drodze. Jest jednak pewne „ale".
Ja na przykład poruszam się po drogach jako kierowca, pieszy, czasem jako rowerzysta. Jadąc autem, szczególnie po mieście, muszę zwracać nadzwyczajną uwagę na rowerzystów. Ten i ów w jednej chwili jedzie na ścieżce, za chwilę po chodniku, a już za moment przez przejście dla pieszych, a po chwili staje się równoprawnym użytkownikiem ulicy pedałującym obok mnie.
Jako pieszy muszę uważać, bym nie wdepnął choćby na pół stopy na ścieżkę rowerową, bo zostanę zdyscyplinowany donośnym dzwonkiem, ewentualnie z kilkoma dosadnymi wyrazami w pakiecie. Na przejściach przecinających ścieżki rowerowe muszę uważać szczególnie. Prędkości, jakie osiągają cykliści, mogą zaimponować. Lepiej nie liczyć, że zwolnią lub przepuszczą, chociaż zdarzają się i tacy. Dziwię się wtedy, jakbym zobaczył kosmitę na dwóch kółkach.