Edwin Góral: Sędzia czasem musi być zawisły

Niezawisłość jest przede wszystkim potrzebna obywatelowi, aby sędzia nie poddawał się ludzkim słabościom i presji zewnętrznej. Solidarność sędziowska zaś potrzebna jest nie dla dobra wymiaru sprawiedliwości, lecz by wypełniać cele i role właściwe władzy sądowniczej.

Aktualizacja: 05.07.2019 11:33 Publikacja: 05.07.2019 08:37

Edwin Góral: Sędzia czasem musi być zawisły

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Profesor Małgorzata Gersdorf, charyzmatyczna i niezastępowalna prezes Sądu Najwyższego, jakiś czas temu na poznańskiej konferencji prawników powiedziała: „sędzia, który wyrzeka się niezawisłości, służy kłamstwu, wspiera psucie, niszczenie państwa prawnego". To aktualne, celne i bezdyskusyjnie prawdziwe zawołanie.

Czytaj także: Oddać sędziom niezawisłość - raport Amnesty International

Na marginesie należy jednak dodać, iż treść sędziowskiej niezawisłości oraz instytucjonalno-sądowej odrębności – której doświadczają obywatele – w największym stopniu kształtują sami sędziowie. Niestety, w niedostatecznym stopniu. Co może być efektem niedoskonałego wypełniania zadań, jakie przypadają sędziom wizytatorom – to po pierwsze.

Po drugie, potrzebne jest nowe podejście do sędziowskiego immunitetu w kontekście tego, jak często oraz jak duże błędy może popełniać sędzia liniowy. A w konsekwencji, jaka jest dziś doniosłość i użyteczność tak zwanych wytyków sędziowskich. Takich, które powinny „rejestrować" oczywiste i rażące błędy orzecznicze – niepoddające się kwalifikowanej ochronie prawa do mylenia się przez sędziów. Rzecz jasna chodzi o takie orzeczenia, których treść nie odpowiada prawu w sposób widoczny na pierwszy rzut oka i to dla każdego.

Oportunizm: największe zagrożenie

Sędziowie wizytatorzy potrzebni są nie tylko do wyrażania opinii o kandydatach do urzędu sędziego „na zlecenie prezesa sądu", ale przede wszystkim do rejestrowania poziomu merytorycznego sędziów liniowych. Zwłaszcza przejawów sędziowskiego oportunizmu, który przyjmuje coraz bardziej wyszukane i szkodliwe formy.

W ujęciu oskarżycielskim chodzi o tak zwane „pokrywanie wpływu". Polega ono na przyjmowaniu przez sędziów „za własne" w sposób bezkrytyczny, mechanicznie fragmentów (niekiedy całych wywodów) zawartych w pozwach (wnioskach) bądź w odpowiedziach na nie. Z zaznaczeniem, że takie bezkrytyczne kopiowanie, jeśli nie jest oczywistym i rażącym naruszeniem przepisów, może dowodzić, iż sędzia przeprowadził co najwyżej „szczątkowe postępowanie dowodowe".

W drugiej instancji pokusa „stabilizacji" orzeczeń pierwszoinstancyjnych często bywa tak silna – że przekreśla praktyczne znaczenie funkcjonowania sądu odwoławczego. Co w dużym stopniu jest wynikiem tak skonstruowanej kognicji sądu odwoławczego, której „głębokość" oraz „pole" nie mieszczą się w konturze wyznaczonym przez konstytucję jak powszechnie sądzą zawodowi pełnomocnicy, czego wyrazem były liczne skargi kasacyjne oraz konstytucyjne.

Sędziowski oportunizm najgłośniej i najbardziej stanowczo piętnuje sędzia Ewa Łętowska. Długoletnia prezes Trybunału Konstytucyjnego. Wybitna cywilistka. Tę chorobę trapiącą współczesne sądownictwo opisuje tak: „Oportunizm jest w ogóle u nas charakterystyczny. Także dla sądów: umywanie rąk, zrzucanie z siebie odpowiedzialności, zwalnianie się od myślenia – i działania – jeśli tylko jest po temu pretekst i jakakolwiek formalna podkładka".

To, czego brakuje i co jest niezwykle pożądane przez obywateli, to sędziowska odpowiedzialność – na polu rażących i oczywistych uchybień, które nie są deliktami dyscyplinarnymi. Jednakże muszą być poddawane albo autokorekcie (w postępowaniach zażaleniowych), albo kontroli sądu drugiej instancji. Niestety, coraz częściej nie są. Należy więc mówić, że prawdziwym zagrożeniem elitarności sędziowskiej nie jest „odpowiedzialność dyscyplinarna", ale oczywiste i wyjątkowo szkodliwe błędy. Przemilczane w apelacji – a równocześnie niezdatne do kontroli w trybie postępowania dyscyplinarnego. Nieusunięte w porę w kolejnych fazach postępowania rozpoznawczego przekładają się na nierzetelny, obiektywnie niepożądany osąd.

Nazbyt często mamy do czynienia z „prawem sędziego" do własnej, samodzielnej interpretacji przepisów, która jednak nie daje podstaw do dowolnego kształtowania treści i nie uwalnia od refleksji, że zastosowana wykładnia odbiega od tej, jaką rekomendują uchwały Sądu Najwyższego.

Czy wizytatorzy zawodzą?

Czy nie potrafią być niesolidarni z sędzią, który nie daje posłuchu ustawie bądź uchwałom Sądu Najwyższego? Czy nie przeceniają sędziowskiej niezawisłości? Czy stanowczo i konsekwentnie dokumentują sędziowskie błędy o których się dowiadują? Czy wyrzekają się racjonalnie pojętego „współdziałania" z autorami „dalekich od doskonałości judykatów"?

Dzisiaj te pytania są doniosłe, gdyż „kontrola wewnętrzna" to najlepsza gwarancja i zapora przed aktywnością aparatu dyscyplinarnego.

Czy władza sądownicza godzi się na stan rzeczy, jaki istnieje w korporacji prokuratorskiej: gdzie kontrole sprawuje jeden mały Wydział Spraw Wewnętrznych, którym kieruje „naczelnik". Zainteresowany tylko „poważnymi przestępstwami". Niestety, za mało uwagi poświęca się sprawom wizytacji.

Także wytyk to kwestia niepotrzebnie wstydliwa i tajemna. Reakcji w tej formie należy oczekiwać zawsze, gdy sędzia realizuje koncepcję procesu, jego prowadzenia i rozstrzygnięcia – nieprzewidzianą przez prawo.

„Takie zachowanie sędziego może być postrzegane przez strony – w szczególności jeżeli są reprezentowane przez profesjonalnych pełnomocników, dostrzegających, że koncepcja sądu (uporczywie realizowana) odstaje od wynikającej z przepisów – jako nadużycie władzy sędziowskiej. Taka sytuacja może ośmieszyć sędziego i tym samym urząd, który sprawuje" (wyrok Sądu Najwyższego z 16 czerwca 2016 r.).

Nie jest to jednak – w moim przekonaniu – powód do włączania „aparatury dyscyplinującej sędziów" w aktualnej aurze stosunków opisywanych jako trójpodział władzy. Dlatego potrzebna jest nowa ranga i znaczenie sędziowskiego „wytyku". Tak jak nieodzowne jest roztropne „powiązanie" sędziów wizytatorów z sędziami wydziałów apelacyjno-odwoławczych. Tym należy tłumaczyć potrzebę nowego podejścia do celów, zakresu, roli oraz funkcji, jaką muszą dzisiaj spełniać sędziowie wizytatorzy.

Inne standardy

Równocześnie trzeba powtórzyć za wyrokiem Sądu Najwyższego z 20 listopada 2015 r., że postępowanie dyscyplinarne istotnie różni się od zwykłego postępowania karnego, jakiemu podlegają przedstawiciele innych zawodów „zaufania publicznego". „W odniesieniu do sędziego – ze względu na jego wiedzę, doświadczenie oraz inne przymioty, które winny być nierozerwalnie związane z jego statusem, nie ma zastosowania standard przeciętnego obywatela, co musi mieć znaczenie dla oceny jakości i skuteczności podejmowanych przez sędziego czynności procesowych".

„Sędzia może być pociągnięty (nie musi – przypis autora) do odpowiedzialności dyscyplinarnej za błędy w orzekaniu jedynie wyjątkowo – tylko za oczywiste i rażące pogwałcenie przepisów prawa, widoczne od razu dla każdego i bez wnikania w szczegóły sprawy bez potrzeby analizowania stanu faktycznego i prawnego" (wyrok Sądu Najwyższego – Sądu Dyscyplinarnego z 7 maja 2008 r.).

Obraza przepisów prawa jest oczywista, gdy błąd sędziego jest łatwy do stwierdzenia i został popełniony w odniesieniu do przepisu, którego znaczenie nie powinno nasuwać wątpliwości, nawet u osoby o przeciętnych kwalifikacjach prawniczych, a jego zastosowanie nie wymaga głębszej analizy. Natomiast rażący charakter obrazy przepisów należy odnosić do jej skutków ocenianych na tle konkretnych okoliczności, gdy popełniony błąd narusza istotne interesy stron bądź innych osób biorących udział w postępowaniu lub powoduje zagrożenia dla dobra wymiaru sprawiedliwości (wyrok Sądu Najwyższego – Sądu Dyscyplinarnego z 11 grudnia 2014 r.).

Zarówno interes władzy sądowniczej jak i racjonalnie pojęte oczekiwania obywateli nakazują zredukowanie roli postępowań dyscyplinarnych. Ani strony, ani tym bardziej zawodowi pełnomocnicy nie są zainteresowani „przenoszeniem" błędów orzeczniczych do postępowania dyscyplinarnego. A jedynie oczekują skutecznego i absolutnie uzasadnionego wyłączenia „sędziowskiej niezawisłości" oraz wyrzeczenia się nierozumnie pojmowanej „korporacyjnej solidarności".

Nikt rozsądny nie jest zainteresowany „dyscyplinowaniem" sędziów – personalnie pojętą rozgrywką czy wręcz jakimś rodzajem zemsty. Zawsze chodzi o triumf państwa prawa, którego wyrazem jest sędziowska niezawisłość objawiona przez osąd zgodny z prawem.

Muszą strzec swych praw i przywilejów

Dlatego, „że służba sędziowska wymaga szczególnych predyspozycji i umiejętności godzenia spraw osobistych i obowiązków zawodowych w sposób nieprzynoszący uszczerbku służbie, interesowi publicznemu i prywatnemu innych osób, czemu obwiniony nie sprostał nierzetelnie deklarując gotowość i zdolność do wykonywania obowiązków sędziego, mimo świadomości istnienia przyczyn chorobowych znacznie ograniczających go w ich wykonywaniu. W tym kontekście podkreślenia wymaga, że pełnienie urzędu sędziego nie jest wyłącznie wykonywaniem pracy zawodowej, lecz przede wszystkim służbą na rzecz obywateli i na rzecz państwa, która wymaga poświęcenia i pełnego oddania, a więc nadzwyczajnej sumienności, staranności i obowiązkowości" (wyrok Sądu Najwyższego – Sądu Dyscyplinarnego z 26 maja 2015 r.).

Sędziowska kasta musi strzec swojej nadzwyczajnej pozycji społecznej, praw i przywilejów. Leży to w interesie i państwa, i każdego zwykłego człowieka. Warunkiem jednak jest wyrzeczenie się solidarności grupowej w obronie postaw i wartości, które są przeciwstawne do tych, jakie niezmordowanie utrwala Sąd Najwyższy.

Solidarność sędziowska jest potrzebna tylko wyjątkowo w kwestiach fundamentalnych. Nie dla „dobra" wymiaru sprawiedliwości, ale aby wypełniać cele, role oraz funkcje władzy sądowniczej.

Niezawisłość najpierw jest potrzebna obywatelowi – aby sędzia nie poddał się ludzkim słabościom, jak i „presji zewnętrznej".

Kasta – elita sędziowska najlepiej chroni swoją niezawisłość oraz organizacyjną niezależność w trójpodziale władzy poprzez rygorystyczne egzekwowanie wewnątrz sądów merytorycznych standardów. Bez potrzeby ingerowania z zewnątrz – aktywowania postępowań dyscyplinarnych – w odpowiedzi na pozbawioną racjonalności ochronę błędnego orzeczenia pod pretekstem, iż jest wypływem sędziowskiej niezawisłości.

Nowe wyzwania i zagrożenia sędziowskiej niezawisłości wymuszają nową jakość w odniesieniu do postanowień (w trybie samokontroli) oraz postępowaniu apelacyjnym – bez wyrzekania się wytyków. A nadto poprzez dozwolone „oddziaływanie" sędziów wizytatorów.

Trzeba nowej wrażliwości

Dzisiaj odpowiedzialność „wewnętrzna" – kastowa, spełni lepiej swoje cele niż „dyscyplinarna" spleciona z zasadami odpowiedzialności karnej. Dlatego sędziowska odpowiedzialność wymaga „nowej wrażliwości" w podejściu do niezawisłości sędziowskiej. Traktowania jej „warunkowo", a nie bezwzględnie. Tam się bowiem kończy sędziowska niezawisłość, gdzie sędzia ogarnia swoją świadomością popełnione błędy. Jednakże zbywa stronę, odmawiając sprostowania albo wykładni orzeczenia. Manifestacyjnie „pomija" odpowiednie uchwały Sądu Najwyższego. Słowem, nadużywa sędziowskiego immunitetu – wyżej stawiając swoje ambicje i instytucjonalną przewagę, niż dyktuje porządek prawny.

„Przez stworzenie ochrony sędziego przed możliwymi szykanami oraz chronienie zaufanie publiczne do wymiaru sprawiedliwości przez zapobieganie pochopnemu podważaniu powagi wymiaru sprawiedliwości, nie jest jego celem tworzenie swoistego przywileju bezkarności sędziego, ani ochrona grupy funkcjonariuszy państwowych przed odpowiedzialnością karną za popełnione przestępstwa" (uchwały Sądu Najwyższego z 12 czerwca 2003 r. i z 16 grudnia 2005 r.).

Ostateczna ostateczność

Wizytacja oraz kontrola instancyjna, stanowcza i merytorycznie wzorcowa buduje zaufanie publiczne do wymiaru sprawiedliwości przez zapobieganie pochopnemu podważaniu jego powagi. Jednak pod warunkiem, iż nie „osłania" i nie tworzy swoistego przywileju bezkarności, ale dokumentuje zawodowy życiorys sędziego. A w konsekwencji obiektywizuje ocenę – a jak trzeba – oddala awans.

Zaufajmy sędziom wizytatorom wyznaczonym do specjalnej roli – bardziej potrzebnej i odpowiedzialnej niż kiedykolwiek – w uznaniu ich doświadczenia i merytorycznego autorytetu. Wytyk z kolei jedynie spowalnia sędziowską karierę. Natomiast postępowanie dyscyplinarne – wyniesione na zewnątrz i upublicznione – niszczy psychikę. Nie tylko zaczernia życiorys zawodowy – ale dodatkowo niesie ostracyzm najbliższych i środowiska. Dlatego potrzebna jest nowa rola sędziów wizytatorów. Jak również nowe podejście do sędziowskiego wytyku. Postępowanie dyscyplinarne „wyniesione" poza mury sądu okręgowego to ostateczna ostateczność.

Autor jest radcą prawnym

Profesor Małgorzata Gersdorf, charyzmatyczna i niezastępowalna prezes Sądu Najwyższego, jakiś czas temu na poznańskiej konferencji prawników powiedziała: „sędzia, który wyrzeka się niezawisłości, służy kłamstwu, wspiera psucie, niszczenie państwa prawnego". To aktualne, celne i bezdyskusyjnie prawdziwe zawołanie.

Czytaj także: Oddać sędziom niezawisłość - raport Amnesty International

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem