Jest takie pojęcie „jurystokracja". Oznacza poszerzanie władzy przez sędziów, którzy zaczynają wchodzić w buty polityków, wyręczając ich w decyzjach lub obligując do prowadzenia określonej polityki.
Może to być niebezpieczne dla demokracji, gdyż odbywa się ponad głowami wyborców, nadając jej charakter fasadowy. Taką skłonność widać zarówno w wyrokach sądów krajowych, jak i międzynarodowych trybunałów. Jurystokracja rozwija się bujnie w obszarze praw człowieka. Sądy czynią je nadnormami dla praw krajowych. Widać to w orzeczeniach Strasburga wobec migrantów czy podejrzanych o terroryzm. Przepisy karne nieraz musiały ustąpić przed wykreowanymi przez trybunały normami. Swą potęgę demonstruje Trybunał w Luksemburgu, nie tylko np. karcąc Polskę w sprawie ustroju sądów, ale choćby w odniesieniu do frankowiczów. Jakże potężna jest władza kilku ludzi, którzy jednym orzeczeniem mogą zatrząść gospodarką, zastępując ustawodawcę.
We wtorek zapadł wyrok w sprawie trójki celebrytów, którzy pozwali państwo za brudne powietrze. Sąd przyznał, że taka sytuacja narusza ich dobra. I trudno się z wyrokiem nie zgodzić, bo wszyscy chcemy żyć w czystym środowisku. Jeżeli jednak zastanowić się głębiej, sąd zachował się ryzykownie. Do katalogu dóbr osobistych włączył kolejne. Jeżeli dobrem jest czyste powietrze, jest nim też czysta woda, czysty las etc. Rozwijanie takiej myśli orzeczniczej może być dla państwa trudne do udźwignięcia. Bo co się stanie, jeśli w ślady Stuhra i kolegów pójdzie 100 tys. trutych Polaków, domagając się odszkodowań? Czy zaczniemy zamykać kopalnie, fabryki, zwijać przemysł? Już dziś organizacja ekologiczna chce od sądu zamknięcia bełchatowskiej elektrowni, powołując się na ekologię. Czy na pewno decyzje w takich sprawach ma podejmować sąd?
Orzekanie to poważna sprawa. Wydaje się, że w sprawie Stuhra i innych sędziemu zabrakło wyobraźni. Nie zawsze rzeczywistość da się zamknąć w normie prawnej. Są też uwarunkowania społeczne, polityczne i gospodarcze – o nich sąd zapomniał.
Czytaj także: