Coraz częściej mówi się o tym, że wywołane epidemią koronawirusa przymusowe przebywanie ze sobą osób najbliższych może źle wpłynąć na ich relacje, a nawet doprowadzić do podjęcia decyzji o rozstaniu, gdy formalnie będzie to możliwe. Wielu ludzi, przyzwyczajonych jedynie do krótkich spotkań z małżonkami i dziećmi, może nie podołać całodobowemu kontaktowi, współdzieleniu trudnych chwil, czy niejako poznaniu rodziny od nowa.
Niezależnie od tych problemów Polacy dość sumiennie podchodzą do apelu o pozostanie w domu i bacznie obserwują swoich sąsiadów oraz otoczenie. Jak wynika z doniesień mediów, Polacy chętnie dzwonią do sanepidu i donoszą na sąsiadów lub współpracowników. Wskazują, iż mogą być oni nosicielami koronawirusa, nie dotrzymują warunków kwarantanny albo wychodzą – nie tylko wbrew zakazowi, ale i bez potrzeby – na spacery. Zawiadomienia składają także pracodawcy na pracowników i pracownicy na pracodawców. Ponoć, w skali kraju można mówić o setkach takich zgłoszeń dziennie.
Czytaj także: Koronawirus: zakaz wychodzenia sprzyja przemocy domowej
Na pierwszy rzut oka ten będący niejako objawem społecznej odpowiedzialności odruch zawiadomienia o nieprawidłowościach należałoby pochwalić. To dobrze bowiem, że Polacy są świadomi zagrożenia, przepisów prawa i dostrzegają przypadki łamania warunków kwarantanny przez osoby w ich otoczeniu. Nie powinno przecież martwić, że ludzie wzięli sobie do serca konieczność zadbania o wspólne bezpieczeństwo zdrowotne.