Panie profesorze, rozmawiamy tuż po kolejnej konferencji premiera Mateusza Morawieckiego i Adama Niedzielskiego, ministra zdrowia. Na konferencji prasowej poznaliśmy całą listę nowych obostrzeń, zakazów i nakazów. Większość z nich zaczęła obowiązywać już od soboty, czyli kilka godzin po wystąpieniu. Problem w tym, że przepisów na papierze w chwili ogłaszania zmian nie było. Pojawiły się krótko przed północą w piątek. Tak jest za każdym razem od początku pandemii, kiedy rząd wprowadza ograniczenia. Co pan na to?
Mamy specyficzną sytuację, to prawda. Ale ona nie zwalnia państwa z podstawowych obowiązków względem obywateli. Ci mają prawo wiedzieć, jakie zasady i przepisy obowiązują w państwie w danej chwili i co grozi za ich złamanie. Dlatego tak ważne jest vacatio legis, czyli okres dostosowawczy wprowadzanych zmian, w którym obywatel ma szansę poznać i przygotować się do nich. I państwo musi go szanować. Nie jest żadną sztuką wprowadzać zmiany, sztuką jest przekonać do nich obywateli. A największą – potrafić je wyegzekwować.
Skoro nawiązuje pani do najnowszych obostrzeń, to pytam, co np. mają zrobić restauratorzy, właściciele małych pubów czy niewielkich barów, którzy właśnie zrobili zakupy na weekend, a czasem i kolejne dni, a w piątek dowiedzieli się, że następnego dnia się zamykają. I to była informacja pochodząca tylko z mediów – bo szczegółów na papierze nie mieli. Podobnie rzecz się ma z właścicielami siłowni. Firmy sprzedają karnety, gospodarują pieniędzmi z nich, zatrudniają pracowników, a tymczasem z dnia na dzień dowiadują się, że przestają funkcjonować. Przecież klienci zaraz przyjdą zwrócić karnety i trzeba im będzie oddać pieniądze. Takie postępowanie władz, gdzie zaskakuje się obywateli zmianami w prawie, ma miejsce od kilku lat. Nie tylko w okresie pandemii. Władze przyzwyczaiły się do lekceważenia prawa. Co powiedzieć, gdy obywatelom nakazało się na przykład nosić maseczki, a przedstawiciele władzy jawnie demonstrują, że ich nie noszą? A tak przecież było. I było to działanie nagminne.
Z tym egzekwowaniem obostrzeń od początku pandemii bywa trudno... Za sprawą mediów widać, że dochodzi do ekstremalnych sytuacji. Ludzie potrafią się pobić lub zaatakować kogoś, kto lekceważy obostrzenia. Atakowani byli także ci, którzy domagali się ich respektowania. Służby z różną gorliwością podchodzą do egzekwowania zakazów i nakazów. Gdzie w tym wszystkim jest zwykły obywatel, często przestraszony pandemią?
Nic dziwnego, że obywatele są zdemoralizowani całą sytuacją. Skoro wprowadza się przepisy, a potem, na jakimś etapie, odpuszcza się ich przestrzeganie, to trudno się dziwić, że skutek jest, jaki jest. Niedobry. I dla państwa, i dla obywateli. Władza często nie dba o to, czy są podstawy prawne do nałożenia na społeczeństwo konkretnych obowiązków. Coraz częściej obserwujemy dwupodział: prawo obowiązuje obywateli, a władzę – nie.