[b]Nowelizacja kodeksu drogowego, która w styczniu wejdzie w życie, przewiduje m.in. nowy system karania kierowców i stworzenie mapy fotoradarów. Wiadomo, że spraw będą setki tysięcy, a może i miliony. Będziecie mieli dużo pracy. Ma pan już pomysł, jak się przygotować do tego zadania?[/b]
Tomasz Połeć: Pomysł mamy od dawna. To zbyt duże przedsięwzięcie, by wprowadzać je w życie samodzielnie, więc stawiam to zadanie przed całym zespołem. Problematyka fotoradarów nie jest nam obca. Sam zajmowałem się tym zagadnieniem już pod koniec lat 90., kiedy wielu jeszcze nie wiedziało, że fotoradary istnieją i do czego służą. Wówczas też pojawiły się pierwsze koncepcje automatyzacji systemu kontroli przestrzegania limitów prędkości. Szkoda, że musiało upłynąć aż 12 lat, by to, co na świecie działa od dawna, zdołało przebić się u nas.
[b]Kierowców nie cieszy ani większa liczba fotoradarów, ani też szybkie karanie za przekroczenie prędkości czy przejazd na czerwonym świetle. Ciągle słychać głosy, że zanim zacznie się ścigać za nadmierną prędkość, wypadałoby wybudować i wyremontować drogi...[/b]
I w tym tkwi błąd. Doświadczenia francuskie przeczą takim opiniom. Francja najpierw wybudowała wspaniałą sieć dróg i autostrad, na których później odnotowywano ok. 9 tys. śmiertelnych wypadków rocznie. Wówczas odpalono program fotoradarowy. Oni mieli pieniądze, więc zaczęli z wysokiego C. Postawiono 1200 urządzeń rejestrujących przekroczenia limitów prędkości. Efekt był imponujący: liczba wypadków po półtora roku działania systemu spadła o 40 proc. Podobnie było we Włoszech. Tam na autostradach uruchomiono podobny system i odnotowano 60-proc. spadek śmiertelności w ciągu pierwszego roku jego działania. Liczymy, że w Polsce będzie podobnie.
[b]Wierzy pan naprawdę, że po roku spadnie liczba wypadków, a kierowcy nauczą się zdejmować nogę z gazu tam, gdzie prędkość będzie ograniczona?[/b]