Wypowiedź minister Elżbiety Radziszewskiej – pełnomocniczki ds. równego traktowania – o prawie szkoły katolickiej do odmówienia zatrudnienia osobie jawnie deklarującej się jako lesbijka wywołała gremialne ataki nie tylko w tych środowiskach, których ona dotyczyła, ale także różnego rodzaju obrońców praw człowieka. Tak się niestety ostatnio dzieje, że owi obrońcy traktują prawa człowieka jako emanację ich życzeń bez głębszej refleksji prawniczej.
Ataki sprowadzały się do zarzutu hołdowania dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i wręcz żądań dymisji pani minister.
Zamiast kierowania się emocjami, warto dokonać prawnej analizy podstaw prawnych dla potwierdzenia stanowiska pani minister.
[srodtytul]Prawa rodziców[/srodtytul]
Zacznijmy od fundamentalnego prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z ich przekonaniami religijnymi i filozoficznymi gwarantowanego w art. 2 protokołu dodatkowego nr 1 do europejskiej konwencji praw człowieka i podstawowych wolności. Jednym z przejawów realizacji tego prawa jest istnienie szkół wyznaniowych, które uczą i wychowują dzieci i młodzież zgodnie z zasadami moralnymi tychże wyznań. Logiczną konsekwencją tego jest dobór kadry nauczycielskiej respektującej wymagania moralne, jakie te szkoły stawiają przed nauczycielami i uczniami. Jest to zgodne z zasadą, że „słowa uczą, a przykłady pociągają”. Nie ma bowiem lepszego przekazu młodym ludziom określonych wartości, przekonań i postaw niż świadectwo własnego życia, postępowania na co dzień. Taka zgodność słów i czynów rodzi autorytet nauczyciela i zachęca uczniów do naśladowania.