Od wielu miesięcy otwarte fundusze emerytalne (OFE) są celem wciąż ponawianych ataków. Lista zarzutów stawianych OFE, także przez wysokich urzędników państwowych, jest długa. I równie nieprawdziwa, co można wykazać na faktach. Zastanawiające, że fakty te, wielokrotnie przedstawiane i rzetelnie dokumentowane, nie mają żadnego wpływu na poglądy przeciwników funduszy emerytalnych. Można przypuszczać, że nie chodzi o merytoryczne zarzuty, a o poszukiwanie odpowiednio ważnego pretekstu, który pozwoli zmienić lub wręcz zlikwidować zreformowany system emerytalny.
W szerszej wypowiedzi Jana Krzysztofa Bieleckiego („OFE potrzebują zmian”, „Rzeczpospolita”, 20 grudnia 2010 r.) znalazły się fragmenty, które budzą właśnie taki niepokój i wymagają polemiki.
Jan Krzysztof Bielecki napisał: „Nawet ich zwolennicy przyznają, że zwrot z kapitału, jaki inwestują w imieniu swoich klientów, jest rozczarowujący ze względu na narzucone im reguły i wysokość pobieranych przez nie opłat. Efekt z punktu widzenia finansów publicznych jest oczywisty – transfery przekazane OFE wraz z odsetkami od obligacji, które mają w portfelu, wyniosły przez tych dziesięć lat ok. 220 mld zł, natomiast ich aktywa osiągnęły 215 mld. W tym samym czasie OFE pobrały w sumie 13 mld zł w prowizjach i opłatach”.
[srodtytul]Lepsze wyniki niż TFI[/srodtytul]
Powyższe stwierdzenie zawiera szereg informacji nieprawdziwych. Po pierwsze stopy zwrotu z kapitałów powierzanych OFE nie są „rozczarowujące”. Według danych Analiz Online w okresie od 1 września 1999 r. do 6 grudnia 2010 r. otwarte fundusze emerytalne zarobiły nominalnie (średnia arytmetyczna dla rynku) 181,86 proc., podczas gdy fundusze inwestycyjne stabilnego wzrostu (o podobnej polityce inwestycyjnej, co OFE) – 142,48 proc. Zakumulowana inflacja w tym okresie wyniosła 46,84 proc. W kategoriach realnych rocznych stóp zwrotu średnia dochodowość z inwestycji w OFE wyniosła 5,97 proc., podczas gdy dla omawianych funduszy inwestycyjnych – 4,56 proc.