Adwokat Roman Nowosielski, nawiązując do toczących się w Sejmie prac nad poselskim projektem ustawy o państwowych egzaminach prawniczych, zadaje pytanie: czy państwo stać na prawników bez kwalifikacji? („Rz" z 3 czerwca). Wskazując na krytykę, z jaką spotyka się projektowana ustawa, która ma przyznać absolwentom wydziałów prawa uprawnienia do reprezentowania stron w procesie cywilnym przed sądami rejonowymi, autor przytacza uchwałę Krajowej Rady Radców Prawnych z 20 maja br., przekazaną posłom podkomisji nadzwyczajnej jako stanowisko samorządu radcowskiego. Chcę zabrać głos jako przedstawiciel tego samorządu.
Błędna diagnoza
Wszystko wskazuje na to, że na zadane na wstępie pytanie autorzy aktualnego projektu ustawy udzielili już odpowiedzi brzmiącej skrótowo tak: pomoc prawna to usługa dziś zbędnie przeregulowana, co ogranicza dostęp do jej wykonywania. Skutkuje to zbyt małą podażą tej usługi, w konsekwencji powoduje wysokie ceny.
Skoro taka jest diagnoza polityczna, to wniosek może być tylko jeden: społecznie oczekiwana, a szczególnie w czasie przedwyborczym celowa, jest deregulacja.
W opinii samorządów zawodów prawniczych, w tym KRRP, popartej szeregiem badań i ekspertyz przekazywanych politykom już od jesieni 2008 r., kiedy pojawił się pierwszy (wówczas rządowy) projekt podobnej ustawy, diagnoza ta jest błędna, a więc wnioski z niej wyprowadzone mogą być w swych skutkach nie lekiem, lecz trucizną.
Przeanalizujmy kolejno poszczególne elementy diagnozy zwolenników deregulacji.