Święto Niepodległości tego roku. Stan faktyczny przedstawiał się następująco: około godziny 16 Marsz Niepodległości rusza Marszałkowską spod pl. Defilad. Idąc w tej potężnej kolumnie ludzi, docieram do ronda Dmowskiego.
Na wysokości przystanków tramwajowych po północnej stronie Al. Jerozolimskich niespodziewanie pochód zostaje zatrzymany. Stoimy kilka minut, nie wiedząc, jakie są tego przyczyny.
Nagle od czoła pochodu rozlegają się strzały, kilkaset metrów przed nami wzrasta natężenie okrzyków, pojawia się tam dym, czujemy nieznany zapach i jakieś opary. Od czoła pochodu z megafonów słychać słowa organizatorów o policyjnej prowokacji, padają na przemian z wezwaniami policji do rozejścia się i zapewnieniami, że dziennikarzom i osobom, którym przysługuje immunitet, nic nie grozi, jeżeli wylegitymują się funkcjonariuszom. Policja informuje o użyciu gazu i broni gładkolufowej. Kanonada strzałów narasta, wzrasta również nieprzyjemny zapach, opary wywołują łzawienie. Z czoła dochodzą okrzyki „gestapo, gestapo". Odczuwam lekkie zawroty głowy. Stojąca obok mnie studentka prawa wyraża obawy o swoją przyszłość na uczelni, gdyby ją zatrzymała policja. Odpowiadam, że ja takie obawy mogłem mieć 30 lat temu, ale ona teraz nie powinna ich mieć.
Z czoła pochodu docierają osoby z urazami fizycznymi. Jak 30 lat temu – taka refleksja nachodzi i mnie, kiedy równoległymi do Marszałkowskiej ulicami docieram do pl. Konstytucji. Ale okazuje się, że Marsz Niepodległości kontynuuje przemarsz. Organizatorzy nieustannie proszą, aby nie dać się ponownie komukolwiek sprowokować. Marsz idzie dalej. Ulica Waryńskiego, Żeleńskiego, Szucha. Docieramy do pomnika Dmowskiego i na Agrykolę...
„Nowatorskie" techniki
Jakie działania podjęła policja i czy nie były one przypadkiem bezprawne? Policja oczywiście powinna być obecna na trasie Marszu Niepodległości, jednakże działania jej powinny być innej „treści" niż te podejmowane 11 listopada na warszawskiej Marszałkowskiej. Na wysokości ul. Żurawiej policja przecięła kolumnę Marszu. Jacyś „policyjni przebierańcy" podjęli działania mające na celu „wyiskanie" tych uczestników Marszu, którzy – ich zdaniem – byli elementem niepożądanym. Choć do takich działań nie mieli najmniejszych uprawnień.