Szybkość postępowania
Tu najważniejsze są dwa aspekty. Po pierwsze, sceptycznie należy odnieść się do tezy, iż tak mocno eksponowana w uzasadnieniu projektu zwiększona kontradyktoryjność postępowania karnego samoistnie przyspieszy postępowanie. W uzasadnieniu projektu ani w czasie prac sejmowych nie podano żadnego przekonującego dowodu na poparcie tej tezy. Wydaje się, iż co do zasady słuszna zasada kontradyktoryjności procesu karnego sama w sobie nie stanowi remedium na zapobieżenie jego przewlekłości. W tym zakresie autorzy projektu prezentują niczym nieuzasadniony i nadmierny optymizm. Po wprowadzeniu tych proponowanych zmian przed sądem będzie się toczyć gra dowodowa stron. Strony te, a jest to w praktyce sytuacja bardzo częsta, mogą nie być zainteresowane szybkim osądzeniem. Nowy model procesu karnego, gdzie sąd ma pełnić rolę arbitra z ograniczoną możliwością ingerencji w inicjatywę dowodową stron, w naszej ocenie doprowadzi do wydłużenia fazy postępowania jurysdykcyjnego. Z kolei niedopuszczenie wnioskowanego przez stronę dowodu, jak rozumiem w sytuacjach wyjątkowych – bo wtedy będzie to zgodne z ideą kontradyktoryjności – stworzy podstawę do apelacji.
Za pozytywne w tym wypadku należy uznać rozwiązanie, które umożliwia przeprowadzenie zaniechanego dowodu przed sądem drugiej instancji. Tyle tylko, że przed tym sądem będzie musiał pojawić się prokurator – autor aktu oskarżenia, który jako jedyny sprawę zna, a to wymaga gruntownych zmian w ustroju prokuratury. I to jest właśnie druga kwestia, którą chciałbym zaznaczyć. Nowy model procesu karnego wymaga wręcz rewolucyjnych zmian w ustroju prokuratury. Z punktu widzenia ustroju prokuratury, zakładającego zasady jej jednolitości, substytucji, dewolucji i hierarchicznego podporządkowania, obecnie nie jest możliwe zapewnienie aktywnego i odpowiedzialnego udziału prokuratora w postępowaniu sądowym. Słuszna co do zasady kontradyktoryjność jest możliwa tylko przy założeniu radykalnej przebudowy ustroju i modelu prokuratury na wzór amerykański. W obecnym systemie zgrupowania wzajemnie zastępujących się prokuratorów na czele z szefem Prokuratury Rejonowej i rozbudowanym nadzorem wewnętrznym i zewnętrznym w praktyce nie da się ustalić indywidualnie prokuratora odpowiedzialnego za porażkę procesową w sądzie. Akt oskarżenia podpisuje bowiem szeregowy i liniowy prokurator jako jego autor, pismo przewodnie do aktu oskarżenia prokurator funkcyjny, a następnie dalszy bieg tej sprawy w sądzie ma zwykle miejsce bez udziału prokuratora, który skierował akt oskarżenia. Zastępują go bowiem inni prokuratorzy, którzy obiektywnie nie mają czasu na zapoznanie się ze sprawą, nie posiadają też realnej motywacji do zaangażowania się w sprawę i w praktyce nie ponoszą jakiejkolwiek służbowej odpowiedzialności za jej wynik. Taki system ustrojowy i organizacyjny prokuratury niejako a priori wyklucza jakąkolwiek kontradyktoryjność oskarżyciela.
Tylko kosmetyka
Znajdujący się w Komitecie Stałym Rady Ministrów projekt prawa o prokuraturze nie dostosowuje w sposób dostateczny prokuratury do obsługi kontradyktoryjnego procesu karnego. Zawiera tylko pewną pozorną kosmetykę, którą trzeba obecnie poprawić. Przede wszystkim kontradyktoryjność wymaga ścisłego powiązania referenta ze sprawą od samego początku do końca. Aby to było możliwe, potrzebne są zmiany strukturalne o charakterze rewolucyjnym. Począwszy od zasady bezwzględnego obligatoryjnego referatu bez wyjątków, poprzez określenie właściwości prokuratur okręgowych i apelacyjnych, aż po zniesienie wydziałów w prokuraturach wyższego rzędu, które nie zajmują się prowadzeniem postępowań. Obecnie w PO tylko dwa na dziewięć wydziałów prowadzą śledztwa, a w PA jeden na siedem. W efekcie około 40 proc. prokuratorów nie prowadzi postępowań. Proponowane przez MS rozwiązania nie zmienią tego stanu rzeczy i jeżeli komuś się wydaje, że ta siła robocza, która jest – czyli prokuratorzy prokuratur rejonowych prowadzący 99,5 proc. spraw – „uciągnie" nowe obowiązki wynikające z k.p.k., to jest to błąd.
Wtedy zmaterializują się słowa wypowiedziane podczas prac podkomisji przez ministra Królikowskiego, który stwierdził, iż posiada świadomość, że po wprowadzeniu zmian proponowanych przez MS znacznie wzrośnie liczba uniewinnień. I tu jest apel do Komisji. Nie możemy iść chyba tą drogą, tj. wprowadzać zmian po to, czy nawet ze świadomością, że wzrośnie liczba uniewinnień. Dziś ta skazywalność wynosi 98,5 proc. i to jest stan dobry oraz pożądany. Wydaje się, że obywatel dowiedziawszy się, że nowelizujemy k.p.k. ze świadomością, że wzrośnie liczba uniewinnień, poczuje się bezpieczny. Mam spore obawy. Trzecia sprawa to koszty.
Uzasadnione zaniepokojenie budzą regulacje dotyczące obrony obligatoryjnej. Jak wynika z treści uzasadnienia projektu: „...w postępowaniu sądowym wyznaczenie obrońcy z urzędu następować będzie na wniosek oskarżonego, bez związku z jego sytuacją majątkową". Projektowane rozwiązanie wprowadza w istocie instytucję „obrony na życzenie" na koszt Skarbu Państwa. Efektem przedstawionej przez projektodawcę koncepcji będzie występowanie obrońcy niemal w każdym procesie. Koszty tego przedsięwzięcia projektodawcy przerzucają w całości na podatnika.
Podkreślenia w tym miejscu wymaga również okoliczność, iż „obrońca na życzenie" przysługiwał będzie również osobie dobrze sytuowanej. Koszty projektowanej regulacji nie zostały w sposób rzetelny i wiarygodny skalkulowane. Jak czytamy w dołączonej do projektu ocenie skutków regulacji, „obowiązek wyznaczenia obrońcy/pełnomocnika z urzędu na wniosek oskarżonego – na podstawie szacunkowych danych będących w posiadaniu MS oraz zgromadzonych przez Instytut Wymiaru Sprawiedliwości – ocenić można, że koszty obrony z urzędu mogą wzrosnąć trzykrotnie, co daje szacunkowy wzrost dotychczasowych kosztów z kwoty 92 mln zł do kwoty 321 mln zł". Obliczenia te już na pierwszy rzut oka wydają się nierzetelne. Podana kwota 321 mln zł z całą pewnością będzie o wiele wyższa. Do jej wyliczenia niezbędne jest założenie, że obrońcy obligatoryjni występować będą w większości z ponad pół miliona inicjowanych rocznie procesów karnych, włączywszy w to sprawy drobne. Gdyby przyjąć, że koszt obrony w każdym z nich wyniesie średnio 500 zł, to projektodawca winien przewidzieć zabezpieczenie w budżecie środków na poziomie 2,5 mld zł, a nie 321 mln. Jest to poziom blisko ośmiokrotnie wyższy. Przeprowadzenie rzetelnych obliczeń wymagałoby przede wszystkim porównania liczby aktualnie prowadzonych z udziałem obrońcy z urzędu spraw do ogólnej liczby kierowanych do polskich sądów spraw karnych przy założeniu, że w większości z nich występować będą obrońcy.