Rynek ten ma znaczenie gospodarcze, ale jest nieprzejrzysty. Plagą są falsyfikaty i reżyserowane licytacje, po których podaje się fikcyjne ceny. W ćwierćwiecze istnienia nie jesteśmy w stanie wiarygodnie ocenić obrotów rynku aukcyjnego lub poszczególnych firm.
Jest diagnoza patologii, czas na regulacje prawne. Czy istnieje wola rozwiązania tych problemów? Od lat rządzący przymykają na nie oko, choć na rynku sztuki handluje się przedmiotami istotnymi dla dziedzictwa narodowego.
Komu badania, komu
Na świecie relacje muzealników z handlarzami sztuki reguluje przede wszystkim kodeks etyki zawodowej Międzynarodowej Rady Muzeów (ICOM). W Polsce muzealnicy, wbrew kodeksowi ICOM, masowo zatrudniani są na rynku jako eksperci, co nierzadko prowadzi do afer. Kompromituje to muzea, instytucje zaufania publicznego, bo w świadomości społecznej ekspert kojarzony jest z muzeum, w którym pracuje.
Kolejne wersje kodeksu ICOM przeanalizował prof. Stanisław Waltoś z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Omówił je podczas Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej „Muzea a rynek sztuki. Aspekty prawne" na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zorganizował ją tamtejszy Wydział Prawa i Administracji we współpracy z Narodowym Instytutem Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów (NIMOZ).
Weronika Gertig, absolwentka prawa UAM oraz Sotheby's Institute of Art (MA in Art Business), która pracuje w Domu Aukcyjnym Christie's w Londynie mówiła m.in. o bogatych przywilejach prawnofinansowych dla kolekcjonerów w Wielkiej Brytanii. Polityka fiskalna motywuje tam obywateli i korporacje do tworzenia kolekcji i przekazywania ich na własność muzeom. Acceptance in lieu jest przykładem instytucji prawnej, która pozwala, aby wybitne dzieła trafiały do zbiorów państwowych w zamian za ulgi podatkowe dla obywateli.