To daje pole do kombinowania, jak tu uszczknąć kolejnego miedziaka. Może np. pacjent przyniesie z sobą do szpitala papier toaletowy? Dla niego to wydatek nieduży, a gdy pomnoży się go przez ilość zużywanych rolek i pacjentów, zawsze jakaś suma wyjdzie.
Kolejny pomysł: niech pacjent przynosi ze sobą leki, a jeśli ich nie zabrał z domu, bliscy dostaną receptę i niech z nią pędzą do apteki. Przecież powinno im zależeć na tym, by schorowany ojciec lub matka je przyjmowali. Skoro trafili do szpitala z wyrostkiem, a przewlekle chorują na nadciśnienie, szpital uwolni ich tylko od wyrostka. Leki na nadciśnienie to sprawa pacjenta lub jego rodziny.
Problem w tym, że takie działania są nielegalne: pacjent ma zagwarantowane darmowe leczenie. Prawo to dotyczy całego pacjenta, a nie tylko jego wyrostka, nadciśnienia czy cukrzycy. To, że w szpitalu brakuje pieniędzy, nie jest sprawą pacjenta. Nie powinien go obchodzić kontrakt z NFZ, bo nawet gdyby znał szczegóły, cóż z tą wiedzą miałby uczynić? Ani nie jest stroną tego układu, ani nikt go ?o zdanie nie pytał. Skoro szpital na kontrakt się zgodził, to leczyć musi. ?A gdy odmawia lub wymaga własnych leków, pacjent lub krewni powinni się poskarżyć do rzecznika praw pacjenta lub NFZ, ten z pewnością pogrozi lecznicy palcem. Pieniędzy więcej jednak nie da.
Sytuacja ze szpitalami ?i NFZ przypomina skecz kabaretu Dudek „Sęk":.
– Jest interes do zrobienia!