Reklama

Franciszek Longchamps de Bérier: Prawnik prawnikowi zazdrości

Kto jest wielkim prawnikiem? Uznawany za takiego przez własne pokolenie czy dopiero ten, którego dorobek przetrwał próbę czasu? Osiągający najwyższe pozycje w sądownictwie, akademickie, administracyjne, samorządowe? Prawnik odkrywczy, nietuzinkowy, zaskakujący proponowanymi rozwiązaniami? Otrzymujący wyraźnie budzące zazdrość wyróżnienia kościelne, państwowe, zawodowe, społeczne? Co innego być wielkim, a co innego wpływowym, o czym świadczy coroczna fluktuacja w rankingach.

Aktualizacja: 07.02.2015 12:23 Publikacja: 07.02.2015 09:00

Ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier

Ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier

Foto: Rzeczpospolita,Dominik Różański

Pytanie dotyczy i praktyków, i naukowców, choć w odniesieniu do tych pierwszych odpowiedź zdaje się oczywista: sława przysparza lukratywnych zleceń, a niemało prac daje całkiem trwałe wyniki. Osiągnięcia uczonych – tak naukowe, jak i dydaktyczne – powstają nieprędko i dopiero czas je weryfikuje. Rzadko się zdarza, aby uczniowie zamawiali mszę świętą w 30. albo 40. rocznicę śmierci. Gdy do podobnych wydarzeń dochodzi, wspólnota po latach wymownie świadczy o mistrzu.

Wydawnictwo Uniwersytetu w Oksfordzie przesłało mi niedawno książkę „Rzymskie prawo zobowiązań". Jako autor figuruje Peter Birks – profesor prawa rzymskiego i tradycji prawa kontynentalnej Europy tejże uczelni, przedwcześnie zmarły w 2004 r. Chciałoby się napisać, że otrzymałem jego nową książkę, ale to dziwnie brzmi, skoro od śmierci upłynęło dziesięć lat. Dzieło jest całkowicie zasługą Erica Descheemaekera, który opublikował pisma odnalezione w prywatnym archiwum zmarłego. Praca powinna cieszyć, lecz radość miesza się z wahaniem, jakie zawsze wynika z zaskoczenia „nowymi" książkami nieżyjących autorów. Zdarzają się ostatnio na rynku i nie o prawie teraz myślę. Jest przecież coś niepokojącego w tym, że ludzie dawno odeszli, a teksty nieogłaszane dotąd drukiem ukazują się w sposób, który każe uważać je za wydarzenia na dużą skalę. Co wniesie praca publikowana pierwszy raz lata po śmierci autora, a nadto na długo przed nią napisana? Dlaczego publikować materiały, których autor sam nie wydał? Świadomie je zdeponował, ale może nie było go stać na wyrzucenie pism, z którymi się zżył lub kosztowały go wiele pracy. Niewykluczone, że tliła się iskierka nadziei na odnalezienie tych notatek do wykładów w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Jeśli uczeń redaktor postanawia drukować niewydane dotąd pisma z wewnętrznym przekonaniem, że wielu z nich skorzysta, będzie potrafił opracować tekst w duchu mistrza. Nie musi nawet zaznaczać, co zostało przerobione, a co nietknięte. Wymowne zdają się przykłady dzieł prawników rzymskich: wypisy z tekstów, jakimi są „Sentencje" Paulusa, już w starożytności uznano za osobną jego pracę. Grecka parafraza „Instytucji justyniańskich" przypisywana Teofilowi wygląda na skrypt z wykładu, w którym ani nie pominięto przykładów, ani nie wyczyszczono stylu języka mówionego.

Edycje po latach świadczą o trwałości dorobku, choć zawsze jest nieco zagadkowe, co poprzez publikację redaktor chce z autora przekazać współczesnym odbiorcom. Interpretacja interpretacji pod cudzym nazwiskiem, ale poprzez pośmiertne wydania mówią obaj, bardziej na życzenie redaktora niż autora.

W świecie uczonych z zakresu prawa rzymskiego większa jest więź z dorobkiem mistrzów i ich nauczycieli niż w innych obszarach nauk prawnych. Materia i metodologia badań nie podlegają gwałtownym zmianom. Inaczej już, gdy idzie o aktualne wyzwania i własne zainteresowania, a w konsekwencji o studiowane zagadnienia. Jak mawiał mój mistrz, „każde pokolenie przychodzi z własnymi pytaniami" wobec źródeł, dorobku prawa rzymskiego i związanego z nim doświadczenia ostatnich 2500 lat.

Reklama
Reklama

Pytanie o wielkość prawnika sprowadza się do głębszego: co w prawie trwałe. Co zatem ostaje się z pracy prawnika? Chętnie przywołujemy rozstrzygnięcia, opinie, myśli rzymskich jurystów: Ulpiana lub Paulusa, którzy ze swej strony obficie cytowali Labeona, Celsusa, Juliana, Papiniana. Czyżbyśmy nawiązywania do poprzedników nauczyli się od Rzymian? Ich jurysprudencja, będąc w istocie zbiorowym ustawodawcą, zamiast rozkazywać, dyskutowała, a wyniki prac jurystów stawały się źródłem prawa bardziej autorytatywnie niż kiedykolwiek później. Miały wszelako charakter raczej perswazyjny niż imperatywny. Przy tym zaś rzymscy prawnicy okazywali się nie mniej naukowi niż praktyczni, a przecież ich wykładnia to dzieło właśnie wspólnoty pokoleń. Wypada tylko zachęcić do częstszego powoływania się dziś na innych prawników.

Autor jest profesorem nauk prawnych, kierownikiem Katedry Prawa Rzymskiego na Wydziale Prawa i Administracji UJ, wykłada na Wydziale Prawa i Administracji UW

Opinie Prawne
Katarzyna Wójcik: Plasterek na ranę czy prawdziwy lek?
Opinie Prawne
Piotr Haiduk, Aleksandra Cyniak: Teoria salda czy „teoria półtorej kondykcji”?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Dwa lata rządu, czyli zawiedzione nadzieje
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Czy lekcje, przekazywane nam przez autorytety, są prawdziwe?
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Co mają wspólnego żurek, ziobro i środa?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama