Naczelną zasadą prezydenckiej noweli ordynacji podatkowej miało być rozstrzyganie wątpliwości na korzyść podatnika. Wielokrotnie postulowała to również „Rzeczpospolita", bo od lat obserwujemy niebywałą uznaniowość urzędów skarbowych, które interpretują przepisy tak, jak im się żywnie podoba. Jednym ruchem doprowadzają do upadłości wiele firm i do wieloletnich bojów w sądach.

Była szansa na zmianę tego patologicznego układu – na wyrównanie, choć trochę, szans podatników w starciu z administracją skarbową. Niestety, okazuje się, że rząd Ewy Kopacz zrobi wszystko, aby prezydenckiemu projektowi – skoro już przy głowach jesteśmy – sprawnie ukręcić łeb! Aby najważniejsza dla podatników zasada nie została uchwalona. Bo może na tym stracić budżet! Współpracownicy pani premier bez cienia zażenowania przyznają, że głównym zadaniem rządu jest... zbieranie pieniędzy. Inne kuriozalne tłumaczenie to, że „jedną nowelizacją nie można zmienić zasad działania służb skarbowych".

Za to „jedną nowelizacją" rząd sprawi, że podatnikowi będzie można bez problemu zakwestionować niemal wszystko. Bo przecież słynnej klauzuli obejścia prawa wcale nie zamierza z nowych przepisów usuwać...

Niestety, rząd Platformy Obywatelskiej wybrał prawo pięści. Wygrywa fiskalizm i to w wersji najbardziej prymitywnej. Zakładającej, że silniejszy ma zawsze rację, a każdy podatnik to potencjalny złodziej. Nie sposób się na to zgodzić, szczególnie w sytuacji, gdy polskie prawo podatkowe jest skomplikowane i ciągle zmieniane. Co przepis – to masa wątpliwości. Co urząd – inna interpretacja prawa. Jak w takiej sytuacji można pozostawiać rozstrzyganie wszelkich wątpliwości na korzyść fiskusa?! A dokładnie – budżetu.

Nowe przepisy miały być podatkowym oświeceniem. Niestety, nadal skazani będziemy na system niewolniczy. Prawo pięści ma się dobrze.