Informację znalazłem na jednym z portali internetowych: ,,W pierwszym kwartale 2015 r. do mediacji skierowano 279 spraw z pionu gospodarczego SO w Warszawie. Połowa spraw, w których strony zdecydowały się podjąć mediację, zakończyła się zawarciem ugody mediacyjnej".
Ze statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że na podstawie postanowień sądów okręgowych w sprawach gospodarczych zostały skierowane do mediacji w 2014 r. zaledwie 1262 sprawy.
Jeśli zestawimy te dane, to okaże się, że w pierwszym kwartale sędziowie Sądu Okręgowego w Warszawie skierowali do mediacji 1/5 wszystkich spraw „gospodarczych" skierowanych do niej w sądach okręgowych w całej Polsce w ubiegłym roku. I najważniejsze: procent zawartych ugód jest dotychczas niespotykany i wynosi, powtórzę, 50 proc.!
E, to nie wyjdzie
Jak zatem interpretować tę informację? Kiedy mam przyjemność mówić o mediacji do szerokiego audytorium, zwykle zaczynam wystąpienie od imponujących rezultatów mediacji w USA. Wtedy ktoś z sali zgłasza uwagę w stylu: „Ale to, panie mecenasie, jest nieporównywalna sytuacja, to Stany Zjednoczone". Wtedy prezentuję przykład europejski. Opowiadam o sądzie w Wielkiej Brytanii – w Exeter, w którym 65 proc. spraw cywilnych kierowanych jest do mediacji, a 3/4 z nich kończy się ugodą.
Zwykle pojawia się kolejna uwaga: „Ale to przecież inny system prawny – common law". W tym momencie podaję przykład niemiecki sądu w Getyndze: wszystkie sprawy cywilne kierowane są tam do mediacji, a wskaźnik zawartych ugód wynosi aż 90 proc. Wtedy zawsze słyszę niemal sakramentalne: „Ale u nas to nie wyjdzie, Polacy są kłótliwi, nie mają do nikogo zaufania". Pojawiają się dalsze kontrargumenty: „Poza tym nie ma mediatorów, sędziowie nie chcą kierować spraw do mediacji, a pełnomocników ona nie interesuje".