„Skok na Trybunał" poprzedniej większości sejmowej, po przegranej Bronisława Komorowskiego, polegający na wyborze nie tylko trzech sędziów, których kadencja wtedy wygasała, ale jeszcze dwóch na zapas, uzasadniał reakcję nowego Sejmu i prezydenta, który jak mówi konstytucja w art. 126 ust. 2 „czuwa nad przestrzeganiem konstytucji". Pierwotny projekt PiS dopuszczał zaprzysiężenie i dopuszczenie do pełnienia obowiązków trzech sędziów oraz powtórzenie wyborów dwóch kolejnych. Choć krytykowany, mógł być rozsądnie zastosowany i można go było obronić.
Z przecieków prasowych wynika, że PiS zmieniło szybko zdanie i chce dokonać nowego wyboru całej piątki, co nie tylko zderzy się z prawnymi zastrzeżeniami, ale da okazję do zarzutów, że tym razem to PiS dokonuje skoku na Trybunał. Inna rzecz, że chociaż polityczne wskazanie sędziego zawsze się jakoś za nim ciągnie, to na jakość i sposób orzekania raczej się nie przekłada, zwłaszcza gdy sędzia jest osobistością, wybitnym prawnikiem.
Trybunał po tej nowelizacji też będzie wymagał reformy, ale przemyślanej. W szczególności jest nieracjonalne, sprzeczne z duchem demokracji to, że większością jednego sędziego z zaledwie piątki orzekającej, można obalić ustawę od lat obowiązującą. Oznacza to permanentną niepewność prawa, permanentny bat Trybunału nad ustawami i parlamentem, nieraz sparaliżowanym tą groźbą, co widać podczas prac ustawodawczych. Tymczasem można wykorzystać kompetencje Trybunału, zanim ustawy wejdą w życie, i ograniczyć jego ingerencję w już obowiązujące prawo, doszlifowane, wyjaśnione i ocenione pod kontem sprawiedliwości przez sądy, z Sądem Najwyższym na czele.
Nie miejmy jednak złudzeń, że reforma Trybunału, czyli przywrócenie mu rozsądnego znaczenia, będzie łatwa. Dla wielu osób, także prawników, Trybunał jest jakby sumieniem demokracji, ostatnią wyrocznią. Wszystko wskazuje, że mamy, jeśli nie wojnę, to grę o Trybunał. Oby Polska demokracja wyszła z niej wzmocniona.