Po pierwsze, jest to uzasadnione politycznie. PiS robiło to samo. Dało więc pretekst PO, żeby to powtórzyła. A po drugie, prawo własności podlega ochronie. Skoro więc rząd niewiele robi dla ochrony własności obywateli, a czasem ją nawet sam narusza, to dobrze, że przynajmniej chroni swoją własność. Jak się ktoś godzi na państwową własność telewizji, to niech się nie dziwi, że państwo się zachowuje jak właściciel. A państwo reprezentuje właściwy minister.
Ja tylko nie nazwałbym tego „przywracaniem praworządności”. Tak jak nie nazywałem Donalda Tuska liberałem – nawet wówczas, gdy on sam się tak jeszcze nazywał. „Przywracamy praworządność i szukamy jakiejś podstawy prawnej" – oświadczył minister sprawiedliwości. Znalezienie „jakiejś” nie powinno być trudne. Rząd przecież będzie postępował „zgodnie z prawem, tak jak my je rozumiemy” – oświadczył sam premier.
Czytaj więcej
Spór o media publiczne uwidoczni się nie tylko w KRS, ale i w innych postępowaniach, np. przed UOKiK.
Do pomagania w „rozumieniu” (właściwym) prawa ustawiła się kolejka znamienitych profesorów i mecenasów. Zaczęli od właściwego zrozumienia konstytucji, którą „PiS używa jako pułapki na demokratów”. Przecież „z konstytucyjnością nie jest jak z ciążą, nie jest zero-jedynkowa”, a „rozstrzyganie trudnych prawniczych przypadków wymaga nadludzkich mocy”.
Jak się ma taką moc, to notariusz „nie musi czytać wszystkich stron aktów notarialnych zawartych pomiędzy godziną 22 a 24”, tylko „zadaje pytanie, czy akcjonariusz życzy sobie odczytania aktu” i „można to pominąć”, i że „to powszechna praktyka”. Zastanawiałem się tylko przez chwilkę, co w tym nadludzkiego, skoro to powszechne? I już wiem – to musi być „praktyka powszechna” wśród „nadludzi”.