Jabłoński: Unieważnienie umowy jako produkt, czyli groźne skutki biznesu frankowego

Za sprawą działań marketingowych niektórych kancelarii można odnieść wrażenie, że posiadanie kredytu frankowego jest wręcz gwarancją unieważnienia kredytu i zwrotu pieniędzy. To wielkie zagrożenie, nie tylko dla kredytobiorców, ale i wymiaru sprawiedliwości. Zaczęli to dostrzegać… sami sędziowie - pisze dr Michał Jabłoński, pracownik naukowo-dydaktyczny Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.

Publikacja: 05.12.2023 12:13

Jabłoński: Unieważnienie umowy jako produkt, czyli groźne skutki biznesu frankowego

Foto: Adobe Stock

Na tle zalewu przestrzeni publicznej przekazami o „bezkosztowym wyzwoleniu” się kredytobiorców z umów, które sami zawarli, uwagę zwraca wyjątkowo rozsądny komentarz sędziego Henryka Walczewskiego z Sądu Okręgowego w Warszawie (orzekającego w tzw. „wydziale frankowym”) oraz Moniki Kucharskiej pt.: „Kusząca wizja pożyczki gratis, czyli kredyt we frankach” (rp.pl, 22.11.2023).

Zakorkowane sądy

Choć Autorzy jako przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości zachowują daleko idącą powściągliwość w prezentowaniu jednoznacznych poglądów prawnych, doskonale diagnozują jeden z głównych powodów postępującej – ze szkodą dla obywateli i przedsiębiorców – zapaści wymiaru sprawiedliwości: potok „frankowych” sporów, który „zakorkował” sądy.

A jego praprzyczyną jest agresywny marketing kancelarii prawnych i odszkodowawczych, które stworzyły wokół tego „frankowy przemysł”. Motorem napędowym w tym zakresie są właśnie roztaczane wizje uzyskania darmowego kredytu, a nawet darmowego mieszkania. Problemy te trafnie punktują Autorzy, wskazując, że okoliczności takie jak: 1) gwałtowny przyrost powództw „frankowiczów” w sądach; 2) istotna przewaga uwzględnień tych powództw przez sądy w porównaniu z ich oddaleniami, nie przesądzają (choćby z uwagi na charakter tych powództw, które nie dotyczą całości sporu), że finalnie rachunek będzie korzystny dla klienta. A już na pewno jasnym jest, że nie będzie korzystny dla ogółu obywateli, państwa oraz pozostałych klientów banków.

Zanim przejdę do roli „adwokata diabła” (to tylko takie powiedzenie, uprzedzam, aby nie łączyć go z klientami, których reprezentuję) w zakresie perspektyw wtórnych postępowań związanych kredytami „frankowymi”, muszę ze smutkiem wskazać, że niektóre z absurdalnych (choć pewnie niestety prawdziwych i realnych) przykładów podanych przez sędziego Walczewskiego i panią Kucharską są jak najbardziej poważnie traktowane przez wielu sędziów orzekających w sprawach frankowych.

Czytaj więcej

Banki stracą podwójnie na kredytach frankowych: w sądach i przed fiskusem

Frankowe absurdy

Dla każdej rozsądnej osoby fakt, że umowa nie nakazuje korzystania z walutowych przeliczników banku, lecz umożliwia klientowi samodzielne spłacanie kredytu w jego walucie (a klient mógł wybrać wariant, który mu odpowiada), jak również to, że w umowie przewidziana była możliwość wypłaty kredytu w walucie obcej, a jedynie opcją (oczywiście wygodną dla klienta) była wypłata kredytu w złotych, nie powinien prowadzić do wniosku, że abuzywność postanowień dotyczących odesłań do tabel kursowych skutkuje nieważnością całej umowy.

Tym bardziej tak będzie w przypadku, gdy klient nigdy nawet z bankowego przelicznika nie skorzystał; mało tego – bezproblemowo rozliczył całą umowę i wykreślił hipotekę. Okazuje się jednak, że takie niuanse nie są dla polskich sądów przeszkodą dla unieważniania umów w całości, za samą tylko możliwość, że klient mógłby być „narażony” na skorzystanie z abuzywnego postanowienia, nawet jeśli w rzeczywistości z niego nie korzysta. Trudno pogodzić takie rozumowanie z elementarną logiką.

Jest też jednak druga strona medalu: realna wątpliwość, czy masowo oferowany klientom przez kancelarie frankowe „produkt” w postaci unieważnienia umowy i żądania zwrotu wpłaconych rat to rzeczywiście optymalne dla nich rozwiązanie. Autorzy wspomnianego artykułu słusznie sugerują, że niekoniecznie, ponieważ po uzyskaniu takiego rezultatu wyrastają kolejne piętra wzajemnych roszczeń – których rozstrzygnięcie nie jest wcale oczywiste.

Tak jest choćby ze słynnym wyrokiem C-520/21, który w wielu przekazach medialnych jest przedstawiany jako potwierdzający, że bankowi nic ponad to, co w złotych klientowi wypłacił, nie należy się w razie unieważnienia umowy. Tymczasem taki wniosek ze wspomnianego wyroku TSUE nie wynika, odnosi się on bowiem do tzw. wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, a nie każdego możliwego przypadku „urealnienia” świadczenia, które podlega zwrotowi. A w tym mieści się m.in. waloryzacja wartości spełnionego bezpodstawnie świadczenia, która może być szczególnie dotkliwa, biorąc pod uwagę procesy inflacyjne w odniesieniu do złotego (w porównaniu z frankiem szwajcarskim).

Czytaj więcej

Niekorzystne dla frankowiczów stanowisko Sądu Najwyższego

Zatrzymać chaos

Kolejne rzekomo „ostatecznie gnębiące” banki orzeczenia nie przybliżają nas zatem do rozstrzygnięcia tych wszystkich kwestii, lecz jedynie pogłębiają prawny chaos. I prawo unijne nie ma tu nic do rzeczy, bowiem kwestii zasady nominalizmu w ogóle nie reguluje. Jeśli przy tym nawet ktoś uważałby, że tak skonstruowane, jak powyżej, zasady zwrotu bezpodstawnego wzbogacenia nie są zgodne z dyrektywą 93/13 (choć trudno powiedzieć dlaczego), to problem leży po stronie ustawodawcy, a nie sądów. Na drodze sądowego stosowania prawa nie można bowiem tych wynikających z Kodeksu cywilnego zasad pominąć, gdyż spór toczy się pomiędzy podmiotami prywatnymi, a prawo unijne nie przewiduje (słusznie) tzw. horyzontalnego skutku bezpośredniego dyrektywy.

Koło się zatem zamyka – bez kompleksowego rozwiązania ustawowego problem kredytów „frankowych” nie zostanie rozstrzygnięty, a zamiast tego na długie kolejne lata będzie absorbował sądy i wydłużał i tak już nienajlepsze statystyki tempa rozpoznawania spraw.

dr Michał Jabłoński – pracownik naukowo-dydaktyczny Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, partner w Kancelarii Jabłoński Koźmiński

Na tle zalewu przestrzeni publicznej przekazami o „bezkosztowym wyzwoleniu” się kredytobiorców z umów, które sami zawarli, uwagę zwraca wyjątkowo rozsądny komentarz sędziego Henryka Walczewskiego z Sądu Okręgowego w Warszawie (orzekającego w tzw. „wydziale frankowym”) oraz Moniki Kucharskiej pt.: „Kusząca wizja pożyczki gratis, czyli kredyt we frankach” (rp.pl, 22.11.2023).

Zakorkowane sądy

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Sławomir Paruch, Michał Włodarczyk: Wartości firmy vs. przekonania pracowników
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Ulotny urok kasowego PIT
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Krzywizna banana nie przeszkodziła integracji europejskiej
Opinie Prawne
Paweł Litwiński: Prywatność musi zacząć być szanowana
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Składka zdrowotna, czyli paliwo wyborcze
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił