Trybunał Konstytucyjny, wydając wyrok w sprawie tzw. czerwcowych emerytur, stanął po stronie obywateli i postąpił słusznie. Jeżeli wszyscy są równi wobec prawa, to osoby, które zdecydowały się przejść na emerytury w czerwcu, nie mogą być traktowane gorzej niż te, które zrobiły to w innych miesiącach. Dobrze, że w trybunalskim rozumowaniu nie zwyciężyła chęć ochrony interesów budżetowych, jak to bywało w przeszłości. W środę TK uznał, że rząd nie może oszczędzać na emerytach, oszczędności musi więc szukać w innym miejscu. Szacuje się, że wydany wyrok będzie kosztował budżet 3 mld zł.
Gdyby TK był niezależny od władzy politycznej, można by takiemu rozumieniu konstytucji tylko przyklasnąć. Dziś trudno jednak nie mieć zastrzeżeń co do szczerych intencji Trybunału, który – wprzężony w machinę polityczną PiS – udowadniał już nieraz, że kieruje się interesem władzy. A interes obywatela jest jedynie pochodną politycznej kalkulacji.
„Czerwcowe emerytury” leżały w TK półtora roku. Nie zdecydowano się na szybkie zbadanie tej sprawy, a niektórzy przedstawiciele rządu krytycznie wypowiadali się o wyrównaniu praw emerytalnych. Rząd Morawieckiego obawiał się wyrwy w budżecie, jaką mógłby spowodować korzystny dla emerytów wyrok. Lepiej było zatem sprawę schować do szuflady i czekać.
Wola jej rozpatrzenia przyszła już po październikowych wyborach, w których PiS utracił większość potrzebną do rządzenia. Najprawdopodobniej w grudniu nowy rząd utworzy Donald Tusk, który przejmie odpowiedzialność za państwo. Nic więc dziwnego, że PiS mniej zaczęło zależeć na równowadze budżetowej, a bardziej na robieniu polityki. Bo wrzucenie nowej władzy 3 mld zł ekstrawydatków na pewno nie ułatwi rządzenia, i to już na starcie.
Czytaj więcej
Anulowanie wyroków w składach z tzw. dublerami musiałoby dotyczyć wszystkich orzeczeń. Eksperci w...