Ewa Szadkowska: Zapachniało cenzurą

Konflikt pomiędzy ochroną czci a ochroną wolności słowa trudno rozstrzygnąć. Dlatego wytyczanie granic to rola niezależnego sądu, a nie organu wybieranego przez polityków.

Publikacja: 02.05.2023 17:39

Ewa Szadkowska: Zapachniało cenzurą

Foto: PAP/Wojciech Olkuśnik

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, wedle konstytucji stojąca „na straży wolności słowa, prawa do informacji oraz interesu publicznego w radiofonii i telewizji”, w ostatnich latach przyzwyczaiła nas do tego, że dobrze widzi tylko na jedno oko. I tak jak często umyka jej hejt lejący się w publicznych mediach pod adresem przedstawicieli opozycji czy już niemal dyżurne materiały w TVP sugerujące, iż Donald Tusk mówi głównie po niemiecku (słyszałam raz o jakimś upomnieniu dla nadawcy), tak jest szczególnie wrażliwa na treści dotyczące polityków rządzącej większości. I trudno się oprzeć wrażeniu, że im bliżej wyborów, tym prawny szpagat wykonywany przez KRRiT jest coraz większy.

W styczniu br. przewodniczący Rady Maciej Świrski poinformował o wszczęciu postępowania w sprawie skargi Antoniego Macierewicz na reportaż „Siła kłamstwa” wyemitowany przez TVN. Podawał on w wątpliwość rzetelność pracy podkomisji smoleńskiej. A KRRiT – ku osłupieniu wielu prawników - postanowiła sprawdzić, czy nie propagował nieprawdziwych informacji oraz działań sprzecznych z polską racją stanu i zagrażających bezpieczeństwu publicznemu.

Teraz KRRiT stanęła w obronie prof. Wojciecha Roszkowskiego, kojarzonego z PiS byłego europosła i autora równie głośnego co powszechnie krytykowanego podręcznika do nowego przedmiotu „Historia i Teraźniejszość”. „Czyta się to jak podręcznik - przepraszam za to porównanie - dla Hitlerjugend chwilami, nie wszędzie” – ta opinia, wypowiedziana przez dziennikarza Piotra Maślaka w czerwcu 2022 r. na antenie radia TOK FM, może kosztować stację 80 tys. zł, bo karę w takiej wysokości nałożył na nią kilka dni temu szef Rady.

Czytaj więcej

KRRiT ukarała TOK FM. W tle podręcznik do HiT i słowa o Hitlerjugend

Jak wyjaśniono w komunikacie KRRiT, w trakcie audycji „Użyto obraźliwych, stygmatyzujących określeń wobec prof. Wojciecha Roszkowskiego, przez co naruszono jego godność zagwarantowaną konstytucyjnie". Podstawa prawna kary – naruszenie art. 18 ust. 1 ustawy o radiofonii i telewizji poprzez rozpowszechnienie audycji „propagującej działania sprzeczne z prawem, poglądy i postawy sprzeczne z moralnością i dobrem społecznym oraz zawierającej treści nawołujące do nienawiści i treści dyskryminujące".

Pomijam kwestię tego, iż Rada w praktyce broni godności książki, a to chyba nie wchodzi w zakres jej kompetencji (nie mówiąc o granicach zdrowego rozsądku). Sama idea, by decyzję administracyjną wykorzystywać do walki o dobre imię konkretnej osoby, jest dyskusyjna. Ludzie, którzy czują się urażeni, znieważeni czy pomówieni, mają wystarczające narzędzia, by dochodzić swoich racji na ścieżce cywilnej, a nawet karnej. Zresztą odwołania od kar nakładanych przez KRRiT w sprawach, jak powyższa, rozpatruje Sąd Okręgowy w Warszawie – sąd gospodarczy, a postępowanie przed nim reguluje kodeks postępowania cywilnego.

Bo tylko – to truizm – niezależny sąd jest w stanie precyzyjnie wytyczyć granicę między wolnością słowa a potrzebą ochrony godności człowieka. Nie jestem pewna, czy jest w stanie sobie z tym poradzić organ państwowy, którego członkowie są namaszczeni przez polityków. I który lekką ręką przyznał w ostatnich dniach narodowcom od Roberta Bąkiewicza koncesję na nadawanie programu telewizyjnego.

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, wedle konstytucji stojąca „na straży wolności słowa, prawa do informacji oraz interesu publicznego w radiofonii i telewizji”, w ostatnich latach przyzwyczaiła nas do tego, że dobrze widzi tylko na jedno oko. I tak jak często umyka jej hejt lejący się w publicznych mediach pod adresem przedstawicieli opozycji czy już niemal dyżurne materiały w TVP sugerujące, iż Donald Tusk mówi głównie po niemiecku (słyszałam raz o jakimś upomnieniu dla nadawcy), tak jest szczególnie wrażliwa na treści dotyczące polityków rządzącej większości. I trudno się oprzeć wrażeniu, że im bliżej wyborów, tym prawny szpagat wykonywany przez KRRiT jest coraz większy.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem