Sejm 7 lipca uchwalił nowelizację kodeksu karnego. W mediach ponownie z ust rządzących można usłyszeć, że oto nastąpi zmierzch przestępczości i wszyscy będą czuć się bezpiecznie. Przestępców mają odstraszać drakońskie kary. Więzienia to nie sanatoria – grzmią politycy prawicy.
Jedną z najważniejszych szykowanych zmian jest nowelizacja art. 53 k.k. Przepis ten (razem z innymi przepisami kodeksu karnego) opisuje dyrektywy i zasady wymiaru kary. To instrukcja dla sądu, jak orzekać karę i inne środki związane ze skazaniem. Sąd musi je uwzględniać, wydając wyrok, i ma wolność w wyborze kary, jeśli prawidłowo te zasady i dyrektywy zastosuje. Prawo karne nie pozwala ustawodawcy określić kary punktowo, co powodowałoby, że sąd nie miałby swobody w jej kształtowaniu.
Nie można uchwalić prawa, w którym zapisze się, że za kradzież grozi nie więcej ani nie mniej niż np. pięć lat pozbawienia wolności. Naruszałoby to zasadę trójpodziału władzy. Sąd bowiem nie jest tylko „ustami ustawy”, ale zgodnie z onstytucją sprawuje wymiar sprawiedliwości. Oznacza to, że sąd ma prawo wyboru zarówno kary, jak i innych środków związanych z popełnionym przestępstwem.
W toku procesu trzeba ustalić nie tylko, czy i jakie popełniono przestępstwo, ale także fakty związane z osobą sprawcy. Na przykład: jego wcześniejszy sposób życia, jego sytuację rodzinną i majątkową, to, co było przyczyną popełnionego przestępstwa. Sąd ma zmierzyć zło, jakiego sprawca się dopuścił, i wymierzyć mu karę do tego zła adekwatną, uwzględniając to, kim jest oskarżony. Nie może być surowy lub miłosierny. Ma zgodnie z zasadami i dyrektywami kary orzec karę sprawiedliwą.
Stąd też zmiana treści zasad i dyrektyw wymiaru kary rodzi pytania o jej przyczynę i cel.