Już w kampanii wyborczej Prawo i Sprawiedliwość zapowiadało, że przestępcom będzie gorzej. Minęło siedem miesięcy i wciąż słychać tylko zapowiedzi. Ostatnio udało się nam ustalić, że w Ministerstwie Sprawiedliwości trwają prace koncepcyjne nad kompleksową zmianą kodeksu karnego. Ma być ostrzej. To nic nowego. Wystarczy sobie przypomnieć lata 2005–2007, kiedy ten sam minister zaostrzał kary w odpowiedzi na tragiczne wydarzenia w kraju. Praktycy bez skutku przekonywali, że w ten sposób sędziów nie zmusi się do surowszego wyrokowania.
Podobną metodę, choć na mniejszą skalę, stosowali kolejni ministrowie sprawiedliwości. Kiedy więc teraz mówi się o podwyższeniu kar za niektóre przestępstwa, nie robi to już większego wrażenia. Tym bardziej że minister wspomina o tym okazjonalnie, ostatnio podczas podsumowania sześciu miesięcy urzędowania w MS.
Jest jednak jeden pomysł, który zasługuje nie tylko na uwagę, ale i akceptację. Chodzi o wprowadzenie do kodeksu karnego rozszerzonej konfiskaty mienia. Rzecz jasna, ma ona dotyczyć tych, którzy prawo łamią i na tym nieźle zarabiają. Bywało, że żyjący w luksusach przestępcy deklarowali przed sądem najniższe zarobki i takie też dostawali grzywny. Nawet jeśli otrzymali wyrok skazujący na więzienie, to mieli do czego wracać. Teraz ma być inaczej. Jeśli podsądny zarabia, łamiąc prawo, straci wszystko. Nie uda się już „odsprzedać" limuzyn, jachtów czy domów z basenem po atrakcyjnych kwotach najbliższym czy znajomym. Oni też je stracą na rzecz Skarbu Państwa.
Pomysł idzie jeszcze dalej. Przepadać ma majątek przedsiębiorstw, które biorą udział w przestępczej działalności. W dobie karuzeli finansowych czy piramid może się to okazać bardzo skuteczną karą. Jeśli jednak minister sprawiedliwości ma dobry pomysł na walkę z przestępczością, to niech nie tylko o nim mówi, ale i szybko wprowadza go w życie. Od samego mówienia nic się nie zmieni. Bo i od samego mieszania herbata nie robi się słodsza.