Przyglądając się pomysłom na reformę sądownictwa, zaprezentowanym w projektach prezydenta, klubów PiS oraz Solidarnej Polski widać wyraźnie, że siły sejmowej większości chcą jak najmniejszym kosztem osiągnąć porozumienie ze strukturami unijnymi, aby odblokować miliardy euro z Brukseli, ale nie naruszyć tego, co w wymiarze sprawiedliwości dotąd zrobiono. Ale nawet w samym obozie władzy nie ma zgody co do szczegółów.
Może nie byłoby o czym mówić, gdyby w sądach działo się dobrze – ale tak się nie dzieje. Formuła Krajowej Rady Sądownictwa pozostaje bez zmian, prezydent z jej poręki powołuje nowych sędziów (jest ich już około 1500, czyli mniej więcej 15 procent ogółu sędziów). Sądy nie działają lepiej, wymiana prezesów na lojalnych wobec ministra Zbigniewa Ziobry nie przyniosła przyśpieszenia postępowań, ani nie stały się one od tego sprawiedliwsze. Sędziów kwestionujących dokonane zmiany ścigają za to powołani przez ministra rzecznicy dyscyplinarni, a Izba Dyscyplinarna – zawiesza (jeśli zdąży przed trybunałem w Strasburgu). A orzeczenia europejskich trybunałów podważające legalność tego stworzonego układu próbuje się obalać wyrokami Trybunału Konstytucyjnego.