Zespół śledczy Prokuratury Krajowej prowadzi cztery śledztwa „związane z wątkiem głównego śledztwa smoleńskiego" – poinformowała właśnie Prokuratura Krajowa. Jedno z nich toczy się w sprawie działania od 10 kwietnia 2010 r. do 2011 r. na szkodę Polski. Mieli się go dopuścić funkcjonariusze publiczni upoważnieni do występowania w imieniu Polski w stosunkach z Federacją Rosyjską. Patrząc na daty nietrudno zgadnąć, że chodzi m.in. o ówczesnego premiera Donalda Tuska. Zarzut, który formułuje prokuratura, potocznie nazywa się zdradą dyplomatyczną. Jej podstawą jest art. 129 kodeksu karnego. Stanowi on, że kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu RP w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę, podlega karze od roku do 10 lat więzienia. Przestępstwo to jest przestępstwem indywidualnym. Co to oznacza? Może być popełnione wyłącznie przez osobę, która jest upoważniona do podejmowania działań w imieniu Polski. Od strony przedmiotowej przestępstwo jest ujęte bardzo szeroko. Wystarczy bowiem, że sprawca działa na szkodę Polski. Przepis nie określa, jakiego rodzaju interesy mają być zagrożone jego działaniem. Może chodzić zarówno o interesy polityczne, jak i ekonomiczne. Nie wyklucza pociągnięcia do odpowiedzialności za przestępstwa podobne jak zamach stanu czy działalność szpiegowska. Zdrada dyplomatyczna to przestępstwo umyślne. Co to oznacza? Otóż jego przypisanie wymaga ustalenia, że sprawca co najmniej godził się na to, że na skutek jego zachowania Polska poniesie lub może ponieść szkodę. O tym, że nie jest to takie proste, świadczyć mogą dotychczasowe doświadczenia prokuratury z doniesieniami, jakie docierały na premiera. Otóż jesienią 2010 r. warszawska prokuratura odmówiła śledztwa wobec premiera Tuska i ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego – czego chciał berliński adwokat Stefan Hambura, pełnomocnik m.in. syna Anny Walentynowicz. Według niego Tusk i Komorowski odpowiadają za rezygnację ze wspólnego polsko-rosyjskiego śledztwa w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Adwokat powoływał się przy tym na art. 129 k.k. Rok później doniesienia na premiera złożyło Stowarzyszenie Solidarni. Uznało ono, że godząc się na konwencję chicagowską przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej, ówczesny premier Donald Tusk złamał prawo. Doprowadził bowiem do rezygnacji przez Polskę z bezpośredniego dostępu do dowodów – czarnych skrzynek i wraku Tu-154. W ten sposób też Polska zrezygnowała zdaniem Stowarzyszenia z wpływu na przebieg prowadzonego w Rosji postępowania.
W tej sprawie prokuratura także odmówiła wszczęcia postępowania.
Wszystko wskazuje na to, że śledczy po raz trzeci zbadają, czy doszło do dyplomatycznej zdrady.