Rz: W wydanej ostatnio w Polsce książce „Adwokat diabła" podsuwa pan prawnikom różne sposoby na skuteczne przekonywanie sądu do swoich racji. Jest w niej mowa o retoryce, taktyce procesowej czy nawet o wyglądzie pełnomocnika. Wielu prawników, zwłaszcza młodych, może uznać te umiejętności za zbędne, bo dla sądu i tak liczy się to, co wpłynie na piśmie. Co im pan odpowie?
Iain Morley: W kontynentalnym systemie prawa rola pisemnych dokumentów w postępowaniu sądowym rzeczywiście jest większa niż w systemie common law, w którym ja pracuję na co dzień. W procesie w systemie kontynentalnym przyjmuje się, że jeżeli wszystkie pisemne procedury są dochowane, to sprawiedliwości stanie się zadość. W systemie common law proces jest sporem stron, a w kontynentalnym ma więcej cech inkwizycyjnych, na kontynencie większa jest rola aktywnego sądu. Jeśli proces ma więcej cech sporu niż inkwizycji, to większa jest rola umiejętności do przekonywania do swoich racji i podważania zeznań strony przeciwnej. Ale mam też sporo doświadczeń z pracy w systemie kontynentalnym, na przykład w postępowaniu przed międzynarodowymi trybunałami ONZ, i mogę potwierdzić, że umiejętności ustnego prowadzenia sporu też są bardzo przydatne. Na przykład zeznania urzędników czy policjantów często są traktowane w systemie kontynentalnym jako element procesu. Tymczasem w systemie common law nie jest niczym nadzwyczajnym podważanie tych zeznań. Zresztą z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że takie podważanie było dobrze przyjmowane przez sądy, bo służyło dojściu do prawdy.
Starsi prawnicy w Polsce mawiają, że trzeba dotrzeć nie tylko do umysłu sędziego, ale też do jego serca. Czy zgadza się pan z takim podejściem?
Ma pan rację, sędzia też jest człowiekiem. Kluczowy w jego przekonywaniu jest moment, który nazywam „przełamaniem". W nim przytoczone fakty i dowody zgadzają się z jego emocjami. I właśnie dobrą umiejętnością kształconą wśród prawników systemu common law jest wyczucie tego momentu. Chodzi o to, by przykuć uwagę sędziego i innych uczestników procesu i sprawić, by wsłuchali się w mowę pełnomocnika. Nie tylko dlatego, że mówi logicznie, odnosząc się do dowodów, bo sprawia też, iż słuchacze ciałem i duszą wierzą, że ma rację. To jest celem wszystkich prawników z mojego systemu: sprawić, by słuchacze byli oczarowani mową sądową i czuli, że są po stronie przemawiającego prawnika. Reguły procesu kontynentalnego nie pozwalają w pełni wykorzystać takiego momentu „przełamania", ale przecież tu też na sali sądowej są istoty ludzkie, które nie tylko zrozumieją argumenty pełnomocnika, ale i poczują emocjonalną więź z jego racjami.
Pisze pan, że należy wczuć się w sposób rozumowania sędziego. Co konkretnie ma pan na myśli?