To nie jest precedensowa sprawa, ale jedna z wielu podobnych spraw o zabójstwo. Tak samo jak historia Kajetana P., który zabił nauczycielkę, czy Katarzyny W., która zabiła swoje dziecko. Niestety, sporo ostatnio procesów, które stają się sensacyjne nie tylko z winy mediów i żądnej sensacji publiki, ale też dlatego, że na igrzyska zaczynają stawiać organy ścigania i sądy.
Coraz częściej pogwiazdorzyć lubi prokuratura – chętnie ujawnia mnóstwo szczegółowych informacji. W świetle reflektorów śledczym jakoś łatwiej rozwiązują się języki. Pytanie tylko, czy aby z korzyścią dla śledztwa. Czy naprawdę musimy wiedzieć, że oskarżony w sprawie Tylman, wracając z nią z imprezy, był w stanie pobudzenia seksualnego? Czy musimy słuchać rozważań na temat jego orientacji seksualnej? Czy na upublicznienie takich informacji zasługuje, choćby i najgorszy, przestępca? A przede wszystkim – czy zasługuje na to Ewa Tylman?
Ale to bułka z masłem w porównaniu z cyrkiem w sądzie. Transmisja de facto na żywo – pomimo kilkuminutowego opóźnienia nie wszystkie telewizje „wypikały" wszystko co należy, łącznie z wrażliwymi danymi. Przewodnicząca składu wyraźnie stremowana. I trudno się dziwić – nie każdy pracuje na co dzień z rzędem kamer przed nosem. I wreszcie sam oskarżony – jak Hannibal Lecter za pancerną szybą. Czy sąd obawia się o siebie i publiczność czy raczej o oskarżonego?
Ta pancerna szyba to nowy rekwizyt w sądowych przedstawieniach. Sporadycznie używany nawet w czasach najgorszej gangsterskiej recydywy – gdy sądzono mafię pruszkowską i wołomińską. Czy rzeczywiście jest konieczny, czy raczej wzmaga poczucie zagrożenia?
I wreszcie najważniejsze – telewizyjne show może godzić w wymierzanie sprawiedliwości. Gdyby pojawili się jacykolwiek nowi świadkowie w sprawie, nie powinni sugerować się zeznaniami innych.