27 września 2013 r. Zwykły jesienny dzień. Za oknem gasnąca zieleń drzew, delikatne słońce spogląda zza chmur. Dzieci wyprawione do przedszkola, mąż w pracy. Ja w domu, przy komputerze, zajmuję się sprawami pierwszych własnych klientów i piszę nowy tekst na uruchomiony dwa miesiące wcześniej blog. Kończę też pracę nad wymarzoną książką dla studentów Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina. W tyle głowy rysuje się plan doktoratu.
Przychodzi wiadomość od redaktora Tomasza Pietrygi z „Rzeczpospolitej". Generalnie dotyczy skorygowania drobnego błędu w opublikowanym dopiero co artykule o kontrowersyjnych opłatach dodatkowych w przedszkolach. Druga część maila wywołuje u mnie nagły wzrost tętna i wypieki na twarzy. Czytam wiadomość kilka razy: „przy okazji, uruchamiam od początku roku nowy dodatek publicystyczny „Rzecz o Prawie" – tygodnik prawniczych opinii, i poszukuję autorów (...) Co Pani na to?". Co ja na to? Tak!!! Wspaniale. Nikomu nieznana młoda prawniczka, bez tytułów naukowych, znajomości, ma zostać stałą felietonistką „Rzeczpospolitej"? Nie mogłam uwierzyć, że obdarzono mnie takim zaufaniem. I tak rozpoczęła się ta przygoda. Pierwszy felieton o CeZiku i coverach został opublikowany 16 października 2013 r., a potem co dwa tygodnie kolejny.
Minęły prawie cztery lata. Napisałam w tym czasie 83 felietony. Otrzymałam za nie nagrody w dwóch edycjach konkursu organizowanego przez Urząd Patentowy RP. Stałam się rozpoznawalna dla prawników specjalizujących się w prawie autorskim i nie tylko. Po lekturze tekstów udostępnionych na portalu prawo.rp.pl trafiali do mnie nowi klienci. Zbieranie materiałów do felietonów pozwoliło mi pogłębić wiedzę i nawiązać ciekawe kontakty. Dzięki wymogom dotyczącym objętości, nauczyłam się pisać prosto, zwięźle i na temat. Jedną z niespodzianek było zacytowanie artykułu o hymnie i Edycie Górniak przez portale plotkarskie. A gdy byłam w Krakowie, prof. Markiewicz, niekwestionowany autorytet prawnoautorski, powiedział, że lubi czytać moje teksty. Nie zliczę chyba wszystkich miłych słów, wydarzeń i korzyści, które były następstwem tej krótkiej wiadomości mailowej od redaktora Tomasza Pietrygi.
Były oczywiście też trudności. Systematyczność, terminy, brak czasu, wymyślanie ciekawych tematów – nie zawsze dało się z entuzjazmem podchodzić do pisania.
Niezrównanym wsparciem i pierwszym recenzentem moich tekstów był mąż. Zawsze służył mi radą, a niekiedy nie szczędził słów krytyki. Wychodziło to moim tekstom na dobre. Wiele osób pomagało mi też, dzieląc się doświadczeniem, wiedzą i umiejętnościami.