Były w niej rzeczowe uwagi, po co np. angażować duchownych do wyborów ławników, ale dominowała znana od lat melodia, wygrywana przez, nazwijmy tak, dyżurnych interpretatorów konstytucji w czasie sporu o Trybunał, w czasie kolejnych reform Ziobry. Teraz padło na Gersdorf.
Prezes Gersdorf do reformatorów Sądu Najwyższego nie należy. Uważa, że jest on w dobrej kondycji, a jej projekt w niczym nie ujmuje statusowi obecnych sędziów i jego kierownictwa. Jak sama zresztą powiedziała otwarcie, trudno wymagać, aby postulowała np. skrócenie własnej kadencji. Trudno się z tym się nie zgodzić, można wręcz to odczytać, że proszę, macie nasz projekt, z dość sensowną reformą dyscyplinarek sędziowskich i nadzwyczajną korektą orzeczeń, bez burzenia struktury SN.
Mimo to zbiera cięgi od kolegów. Choć pierwsza prezes wskazywała, że to jej projekt (przygotowany z pomocą jej biura), to zarząd Iustitii zarzucił jej, że nie może być uznany za głos środowiska. A uzasadnienie, że wychodzi naprzeciw programowi wyborczemu partii rządzącej oraz postulatom prezydenta, są co najmniej niezręczne i nie przystoją Sądowi Najwyższemu. W sukurs tej nieformalnej gupie sędziowskich liderów poszedł RPO. Ocenił on inicjatywę prezes SN jako błąd, a projekt za naruszający wartości konstytucyjne. Rolą sądów jest nie tworzenie, ale wykonywanie prawa – przypomniał Adam Bodnar.
Brawo! Rolą sądów jest rzeczywiście wykonywanie prawa, ale bądźmy konsekwentni: uchwalanie ustaw należy do parlamentu, a orzekanie o ich konstytucyjności do Trybunału, a nie innych urzędników tego samego państwa. Na tym polega ład prawny, nawet jeśli nie jest idealny.