W ostatni piątek potwierdził to resort sprawiedliwości. Chodzi tym razem o przepisy odciążające sądy powszechne od najprostszych spraw, na których rozstrzygnięcie – jak podkreśla ministerstwo – trzeba czekać miesiącami. Co ciekawe, kilka dni wcześniej podobną deklarację złożył prezydencki minister Paweł Mucha, mówiąc o konieczności kontynuowania reform i uproszczenia procedur sądowych.
Czy obie deklaracje są zapowiedzią połączenia sił dobrej zmiany, czy raczej początkiem wyścigu reform? Nie jest tajemnicą, że od czasu prac nad reformą SN i KRS stosunki między dwoma ośrodkami były bardzo napięte, a prezydenckie projekty nie były uzgadniane ze Zbigniewem Ziobrą, co oznaczało jego marginalizację, jeśli chodzi o wpływ na ostateczny kształt zmian w sądownictwie.
Oświadczenie ministra Muchy może wskazywać, że prezydent w dalszym ciągu chce mieć wpływ na najważniejsze kierunki dalszych reform, a to dla ministra sprawiedliwości może być na dłuższą metę nie do przyjęcia. Zbigniew Ziobro właśnie na ostrym reformatorskim kursie zdobywał polityczne punkty u swoich wyborców. Aktywność prezydenta może więc traktować jako zagrożenie.
Stąd też deklaracja, iż kolejne reformy, te dotyczące sądów powszechnych, są już gotowe i mogą trafić na legislacyjną ścieżkę. Chodzi o uproszczenia proceduralne oraz wielki eksperyment w postaci powołania instytucji sędziego pokoju.
Szczegóły zmian mogą być upublicznione już w przyszłym tygodniu. W efekcie zapowiedzi, że po kontrowersyjnych reformach przyjdą te merytoryczne, zaczynają się spełniać. Dziś tylko nie wiadomo do końca, kto w konstruowaniu tych reform będzie grał pierwsze skrzypce.