Paradoksalnie jednak starcie to może mieć pozytywne konsekwencje na przyszłość. Przypomina bowiem, że tak skuteczne narzędzie pozyskiwania wyborców jak programy socjalne może czasem obrócić się przeciwko ich autorom. PiS zmienił system redystrybucji dochodu narodowego, kierując jego strumień również bezpośrednio do kieszeni obywateli. Opierając to jednocześnie na narracji sukcesu: wzrostu gospodarczego i malejącej dziury budżetowej. To suma mająca dawać Polakom poczucie stabilizacji, psychologiczne przekonanie, że państwo troszczy się o ich bezpieczeństwo.
To lepsze samopoczucie obywateli pozytywnie odbijało się w sondażach i wskaźnikach zadowolenia Polaków. Zwłaszcza że nowy proces redystrybucji dochodu nie wywoływał dotąd skutków ubocznych w postaci podwyższenia podatków czy innych cięć. Jeżeli więc całościowy bilans jest na plus, wszystko wydaje się być w porządku. A jeżeli jest w porządku, to gotówkowy „system dawania szczęścia" można twórczo rozwijać w miarę politycznych potrzeb. 300+ na każdego ucznia to kontynuacja takiego sposobu myślenia, który stanowi kojący okład na doraźne polityczne problemy.
I właśnie takie podejście bezwzględnie rewidują dziś opiekunowie niepełnosprawnych i ich wysokie żądania finansowe. Bo nagle okazuje się, że system redystrybucji ma swoje ograniczenia, o czym najwyraźniej zapomniano.
Kiedy kilka lat temu z roszczeniami niepełnosprawnych starł się premier Donald Tusk, protestującym nawet nie przyszło do głowy, aby żądać tak wiele. 500 zł w żywej gotówce po wyrównaniu renty socjalnej budziłoby wręcz społeczne zdziwienie.
Dziś protestujący nie tylko śmiało formułują tego typu żądania wobec rządu, ale też – ich skala nikogo nie razi. Zadziwia raczej postawa rządu; jak to się dzieje, że PiS, który obiecał opiekować się obywatelami, nie chce wyciągnąć ręki do jednej z najsłabszych grup społecznych?