Dariusz Lasocki: Dobre prawo – silny mundur

Jaką wartość konstytucyjnie chronioną ma wykrzyczenie w twarz młodego funkcjonariusza policyjnej prewencji, zaangażowanego terytorialsa czy strażniczki granicznej bardzo często żony i matki, że jest... „mordercą"? – pyta radca prawny.

Aktualizacja: 23.11.2021 09:56 Publikacja: 23.11.2021 05:27

Dariusz Lasocki: Dobre prawo – silny mundur

Foto: Fotorzepa / Marian Zubrzycki

Politycy, samorządowcy, ba nawet ostatnio i naukowcy czy prawnicy przyzwyczaili nas do dyskursu politycznego, którego temperatura już dawno daleko jest nomen omen od pokojowej. Taka jest też funkcja tych sporów. Taka jest również rzeczywistość debaty w Europie i na całym świecie. Przyjęliśmy, że politykom można w takich dyskusjach więcej, a jednocześnie nie tylko sądy krajowe, ale i międzynarodowe trybunały jasno wskazują, że i ochrona polityków jest węższa, nie mogą oni liczyć na obronę w takim zakresie jak zwykły Kowalski. Rzecz jednak w tym, że debata publiczna w Polsce w sprawach „mających publiczne znaczenie" („matters of public interest", „question d'interet general") czy też będących przedmiotem „dyskusji o sprawach budzących publiczne zatroskanie" („discussion of matters of public concern") objęła poza wskazanymi funkcjonariuszami publicznymi (prezydentem, posłami, ministrami) brutalne ataki na policjantów, strażników granicznych czy żołnierzy, a także formacje, w których służą (por. sprawa Thorgeir Thorgeirson vs. Islandia, orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 25 czerwca 1992 r.). Takie zachowania w sferze publicznej są precedensem, złym precedensem.

Czytaj więcej

Rejestr karny będzie sprawniejszy

Klasycznym i pomnikowym przykładem sprawy, która stanowiła fundament orzecznictwa Europejskiego Trybunały Praw Człowieka (ETPCz) w latach 90. i na początku naszego stulecia, w zakresie granic wolności słowa jest sprawa Lingens v. Austria (orzeczenie ETPCz z 8 lipca 1986 r.). Judykatem tym wprowadzono w orzecznictwie sztrasburskim zasadę, iż dopuszczalna wobec polityków krytyka ich działania ma dużo szersze granice niż w przypadku osób prywatnych. Trendu tego nie da się odwrócić. Wiedzą o tym tak polscy, jak i zachodnioeuropejscy politycy. Są pod obstrzałem mediów, watchdogów i obywateli. Powiedzieć, że muszą mieć skórę nosorożca, to nic nie powiedzieć. Gorzej mają chyba tylko... rządy (zbiorowości), które zgodnie z orzecznictwem ETPCz korzystają z najwęższej ochrony, jeżeli chodzi pomówienia, gdyż za każdym rządem stoi cała machina, w tym możliwość użycia przymusu (por. sprawa Castello v. Austria, orzeczenie ETPCz z 23 kwietnia 1992 r.). Nadal jednak (w przypadku polityków czy całych rządów) mamy do czynienia z wybieralną władzą polityczną (wolitywnie godzącą się na ekspozycję publiczną). Zaś ataki na funkcjonariuszy publicznych (zdefiniowanych w art. 115 § 13 kodeksu karnego) nie powinny obejmować tychże funkcjonariuszy, których działania wykonywane są „w interesie bezpieczeństwa państwowego, integralności terytorialnej lub bezpieczeństwa publicznego ze względu na konieczność zapobieżenia zakłóceniu porządku lub przestępstwu" (art. 10 ust. 2 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności – dalej „Konwencja"). We wspomnianej sprawie Lingens padły znaczące argumenty za ochroną mundurowych poprzez wskazanie, iż „specyficzne warunki pracy, w tym przede wszystkim wymóg koniecznego dla wykonywania obowiązków poziomu społecznego szacunku i zaufania, warunkują, że funkcjonariusze publiczni nie mogą być obiektem krytyki w takim zakresie jak politycy" (por. Ł. Ptak, „Wolność wypowiedzi a naruszenie dóbr osobistych/zniesławienie przez publikacje prasowe – ewolucja stanowiska Europejskiego Trybunału Praw Człowieka", ZNUJ PPWI 2012/3/107–128). Z naszego zaś „podwórka" w sprawie Janowski v. Polska (orzeczenie ETPCz z 21 stycznia 1999 r.) klarownie „wyodrębniono kategorię podmiotów (poszkodowanych, powodów) – funkcjonariuszy publicznych bądź urzędników państwowych (civil servants)" z jednoczesnym określeniem właściwego im poziomu „ochrony przed wypowiedziami uderzającymi w reputację (...)" (por. Ł. Ptak, „Wolność...").

w Warszawie?

„Każdemu zapewnia się wolność organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich". Tak brzmi pierwsze zdanie art. 57 Konstytucji RP, który tworzy jednocześnie ramy wolności zgromadzeń w demokratycznym państwie prawa. Warto podkreślić, że konstytucja (a co za tym idzie ustawy i rozporządzenia) chroni zgromadzenia o charakterze pokojowym. Manifestować można pozytywne (za czymś/kimś), jak również w sposób negatywny (przeciwko czemuś/komuś) i tylko takie demonstracje (o ile pokojowe) są chronione przez prawo. Powyższe znalazło swoje odzwierciedlenie w uzasadnieniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego (TK) z 16 marca 2017 r. (Kp 1/17), który stwierdził, iż „konstytucyjna ochrona wolności zgromadzeń nie jest uzależniona od celów, jakie uczestnicy chcą osiągnąć, i jedynym wymogiem jest pokojowy przebieg manifestacji" (por. wniosek prezydenta RP z 28 grudnia 2016 r. do TK w trybie kontroli prewencyjnej o zbadanie zgodności wskazanych artykułów ustawy zmieniającej prawo o zgromadzeniach). Jako pokojowe należy (również za ww. judykatem TK) określić takie zgromadzenie, „które przebiega z poszanowaniem integralności fizycznej osób oraz mienia prywatnego i publicznego". A zatem ze zbioru pojęciowego zgromadzeń pokojowych wyklucza się takie manifestacje, podczas których ma miejsce „stosowanie przemocy oraz przymusu przez uczestników zgromadzenia zarówno wobec innych uczestników zgromadzenia, jak i wobec osób trzecich oraz funkcjonariuszy publicznych" (por. wyroki TK: K 34/99; Kp 1/04; K 21/05). Klamrą dla tej części rozważań jest trafna konstatacja TK, iż „przestrzeganie pokojowego charakteru zgromadzenia jest zarazem warunkiem korzystania z tej wolności" (por. wyroki TK: Kp 1/04 i P 15/08). Powyższe jest przyczynkiem do dyskusji o wolności zgromadzeń połączonej z wolnością wypowiedzi.

Bezsprzecznie podczas manifestacji tzw. strajku kobiet w listopadzie 2020 roku naruszane było dobre imię poszczególnych funkcjonariuszy policji, jak i całej formacji. Obrazy (wypowiedzi) wyzywania policjantów („zamknij ryj psie", „jeb...ć psy") i plucia na funkcjonariuszy (naruszania godności osób fizycznych) długo pozostaną w społecznej pamięci. Powtarzam – był to zły precedens. Zgromadzenia te – po stronie manifestujących – wielokrotnie naruszały ich pokojowy charakter. Ze swoistą kontynuacją takich zachowań mamy do czynienia dzisiaj, gdy z niepokojem obserwujemy kryzys na granicy polsko-białoruskiej.

zza ekranu smartfona

Kodeks karny w art. 226 § 1 penalizuje zachowanie polegające na znieważeniu funkcjonariusza publicznego lub osoby do pomocy mu przybranej, podczas i w związku z pełnieniem obowiązków służbowych (na służbie lub w związku ze służbą). Prawo karne materialne w dalszej części kodeksowego rozdziału XXIX (przestępstwa przeciwko działalności instytucji państwowych oraz samorządu terytorialnego) przewiduje ochronę prawną funkcjonariuszy również na mocy art. 231a oraz art. 222 i 223 chroniących nietykalności cielesną takich osób.

Integralną częścią wydarzeń sprzed roku w Warszawie

(i innych miastach) oraz licznych wypowiedzi osób publicznych i prywatnych na temat działań służb mundurowych w czasie kryzysu na granicy polsko-białoruskiej jest spór dwóch wartości: wolności słowa i ograniczającej ją (w pewnych szczególnych sytuacjach) wartości, jaką jest autorytet organu / państwa / formacji i godność funkcjonariusza. Znamiennym orzeczeniem TK w tymże zakresie jest wyrok z 20 lutego 2015 r., gdzie Trybunał wskazał na ratio legis art. 226 § 1 i podkreślił, iż „głównym celem tego przepisu jest ochrona interesu publicznego związanego z właściwym i skutecznym działaniem organów państwa" (por. wyrok TK, SK 70/13). I dalej uzasadniał, iż norma ta „kładzie nacisk na ochronę niezakłóconego wykonywania obowiązków", a „jednym z niezbędnych warunków efektywnego wykonywania funkcji jest poczucie własnej godności i posiadanie autorytetu". Co więcej, „w państwie demokratycznym, będącym dobrem wspólnym wszystkich obywateli, debata może się toczyć w sposób cywilizowany i kulturalny, bez jakiejkolwiek szkody dla praw i wolności człowieka i obywatela oraz prawidłowości funkcjonowania instytucji publicznych. Ograniczenie wynikające z art. 226 § 1 k.k. polega na tym, że wypowiedź nie może przybierać formy zniewagi, realnie zagrażającej możliwości efektywnego wykonywania funkcji publicznych w imię dobra wspólnego". Nie może więc być pobłażania i taryfy ulgowej dla osób używających wobec policjantów, strażników granicznych czy żołnierzy stwierdzeń „mordercy", „przestępcy", „psy" czy „śmiecie". Bo pytam, jaką wartość (konstytucyjnie chronioną) ma wykrzyczenie w twarz młodego funkcjonariusza policyjnej prewencji, zaangażowanego terytorialsa czy strażniczki granicznej (bardzo często żony i matki), że jest... „mordercą"?

Ograniczeniem dla wolności słowa jest wskazana w art. 31 § 3 Konstytucji RP przesłanka porządku publicznego stwierdzająca, że „ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego (...)". Jak słusznie wskazał Sąd Najwyższy w orzeczeniu z 2011 r. „(...) dodatkowym dobrem prawnym chronionym na gruncie przepisu art. 226 § 1 k.k. jest także cześć i godność osoby znieważanej. Surowsza odpowiedzialność karna, jaka grozi za znieważenie funkcjonariusza publicznego, uzasadniona jest nie tylko kumulacją zagrożonych dóbr prawnych (godność osobista i autorytet państwa), ale także wzmożoną ochroną osób, które ze względu na wykonywaną funkcję, związaną z rozwiązywaniem sytuacji konfliktowych, szczególnie narażone są na ewentualną agresję czy naruszenia dóbr osobistych" (por. wyrok SN z 25 października 2011 r., sygn. II KK 84/11). ETPCz, wydając orzeczenia w kontekście art. 10 Konwencji, podkreśla, że wolność wypowiedzi doznać może (w restrykcyjnie opisanych sytuacjach) ograniczenia na rzecz ochrony czci i godności osoby fizycznej. I tak chociażby w wyroku w sprawie Łopuch v. Polska (dotyczącym znieważenia sędziego) Europejski Trybunał nie udzielił ochrony skarżącemu i wskazał, że „trzeba wyraźnie rozróżnić krytykę od zniewagi. Jeżeli zamiarem jakiejkolwiek wypowiedzi jest wyłącznie obraza (...), to odpowiednia sankcja – co do zasady – nie stanowi naruszenia art. 10 Konwencji" (por. sprawa Łopuch v. Polska, orzeczenie ETPCz z 24 lipca 2012 r.).

Szacunek wzmacnia formacje

Artykuł ten jest mocno osadzony hic et nunc w polskiej rzeczywistości. Na atakowanej polskiej granicy dochodzi do sytuacji nieznanych w ostatnich kilkudziesięciu latach. A jednocześnie od tygodni podważane są kompetencje i działania służb mundurowych, a w ślad za tym idą wyzwiska i lżenie formacji oraz funkcjonariuszy chroniących granicy. Robi to część mediów, dziennikarzy, tzw. aktywistów. Robią to także politycy, którzy (bez względu na to, czy są w ławach opozycji) powinni dbać o mundur i morale funkcjonariuszy. Należy mocno podkreślić, że podmiotem, który powinien i musi podejmować działania na rzecz ochrony funkcjonariuszy, jest państwo. Wykazać musi dbałość o nich, która przekładać się będzie na postawy społeczne wobec funkcjonariuszy. Osoby czy organizacje naruszające dobre imię formacji mundurowych lub ich członków muszą spotkać się z jednoznaczną odpowiedzią dowódców wojskowych i cywilnych. Jak podkreślano w glosie do jednego z wyroków SN „obrazu godności i autorytetu instytucji państwa (...) na pewno nie budują pojawiające się (...) w interpretacji (...) sądowej pewne »praktyczne«, w złym słowa tego znaczeniu, tendencje zmierzające do ograniczania ochrony funkcjonariuszy Policji, a w konsekwencji także innych funkcjonariuszy publicznych, przed atakami o charakterze znieważającym, oddalone od dotychczas przyjętego kierunku wykładni i kolidujące z funkcją gwarancyjną przepisów określających ustawowe znamiona przestępstw." (por. Emil W. Pływaczewski, „Znamiona przestępstwa znieważenia funkcjonariusza publicznego", glosa do wyroku SN z dnia 25 października 2011 r., II KK 84/11).

Autor jest radcą prawnym, w latach 2010–2018 był radnym Warszawy.

Obecnie członek Państwowej Komisji Wyborczej.

Politycy, samorządowcy, ba nawet ostatnio i naukowcy czy prawnicy przyzwyczaili nas do dyskursu politycznego, którego temperatura już dawno daleko jest nomen omen od pokojowej. Taka jest też funkcja tych sporów. Taka jest również rzeczywistość debaty w Europie i na całym świecie. Przyjęliśmy, że politykom można w takich dyskusjach więcej, a jednocześnie nie tylko sądy krajowe, ale i międzynarodowe trybunały jasno wskazują, że i ochrona polityków jest węższa, nie mogą oni liczyć na obronę w takim zakresie jak zwykły Kowalski. Rzecz jednak w tym, że debata publiczna w Polsce w sprawach „mających publiczne znaczenie" („matters of public interest", „question d'interet general") czy też będących przedmiotem „dyskusji o sprawach budzących publiczne zatroskanie" („discussion of matters of public concern") objęła poza wskazanymi funkcjonariuszami publicznymi (prezydentem, posłami, ministrami) brutalne ataki na policjantów, strażników granicznych czy żołnierzy, a także formacje, w których służą (por. sprawa Thorgeir Thorgeirson vs. Islandia, orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 25 czerwca 1992 r.). Takie zachowania w sferze publicznej są precedensem, złym precedensem.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy