Karta Nauczyciela nie niszczy szkoły - uważa szef ZNP

To nie zapisy Karty nauczyciela decydują o sytuacji ekonomicznej w oświacie – twierdzi prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego w rozmowie z Jolantą Ojczyk.

Publikacja: 07.01.2013 07:48

Sławomir Broniarz, prezes ZNP

Sławomir Broniarz, prezes ZNP

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Krystyna Szumilas, minister edukacji, mimo zapewnień nie przedstawiła projektu zmian w Karcie nauczyciela. Z informacji przedstawionych posłom wynika, że nie planuje radykalnych zmian. Czy jest pan zadowolony?

Sławomir Broniarz:

O zakresie zmian zadecyduje parlament. Nas zadowala fakt, że Ministerstwo Edukacji Narodowej podziela w części stanowisko związku. Z planowanego zakresu zmian można wnioskować, że podobnie jak ZNP resort uważa, iż Karta nauczyciela nie jest problemem w dyskusji o jakości nauczania i finansowaniu oświaty.

Wszyscy narzekają na Kartę. Samorządy, rodzice, dyrektorzy.

Dziennikarzom, rodzicom, a także samorządom najłatwiej powiedzieć, że przyczyną wszelkich problemów jest Karta. Tak mówią ci, którzy nie znają dobrze tego dokumentu. Tym samym utrwalają stereotyp, który upraszcza dyskusję i ułatwia udział w niej tym, którzy nie znają wszystkich mechanizmów systemu oświaty.

W czym tkwi problem oświaty, jeśli nie w Karcie?

Podstawowym problemem naszego systemu edukacji, jego jakości i funkcjonowania jest kadra kierownicza. Jest spora część naprawdę dobrych dyrektorów, którzy wiedzą, co oznacza zarządzanie szkołą.  Znacząca większość jednak to przypadkowe osoby, bez kompetencji, umiejętności zarządzania pracownikami, ze służalczą postawą wobec organów prowadzących. Czasami zadaję sobie pytanie, czy dodatek funkcyjny wypłacany dyrektorom nie jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto.

Dyrektorzy są wybierani w konkursach. Powinni je wygrywać najlepsi. Skoro tak nie jest, może trzeba zmienić sposób ich wyłaniania?

Metoda wyboru kierownika szkoły, czyli konkurs, to dobre rozwiązanie, jeżeli działa prawidłowo. Często jednak bywa parodią. Aby tak nie było, należy zmienić skład osobowy komisji konkursowej.

Większość powinni stanowić nauczyciele?

Nie. Wystarczy, że będzie w niej po jednym przedstawicielu organu prowadzącego, nadzoru pedagogicznego, rodziców, załogi i np. pracownik naukowy zajmujący się zarządzaniem w oświacie. To musi być zespół, który zna daną szkołę, jej specyfikę i problemy. W takiej konfiguracji trudniej się będzie dogadać np. przedstawicielom organu prowadzącego i kuratora, i „ustawić" konkurs.

Może dyrektor nie powinien pochodzić z grona pedagogicznego, do którego po jakimś czasie wraca.

Często dyrektorem zostaje nauczyciel z innej szkoły, w dalszym ciągu jest on jednak nauczycielem i po zakończonej kadencji może pozostać w tej szkole. Nie jestem zwolennikiem dyrektorów-menedżerów niemających przygotowania pedagogicznego i zarządzających szkołami jak fabryką.

Ma pan do czynienia z wieloma dyrektorami? Skąd taka opinia o ich pracy?

To wynik moich wieloletnich doświadczeń, jak również  pracy w ZNP. Podczas niedawnej dyskusji o kondycji oświaty w Sosnowcu nie wypowiedział się na przykład żaden z obecnych dyrektorów. A mówiliśmy o funkcji kierownika zakładu w rozumieniu prawa pracy, o jego odpowiedzialności za jakość szkoły, efektach pracy nauczyciela i ucznia. To dyrektor decyduje, kto pracuje w jego szkole, on ocenia jakość pracy nauczyciela.

Czasami decyduje o tym wójt.

Do nas też dochodzą informacje o tym, że często organ prowadzący, w sposób nieuprawniony, decyduje o tym, kto pracuje w szkole. To pokazuje, że konstrukcja formalna szkoły jako zakładu pracy, a dyrektora jako jego kierownika to tylko teoria. Praktyka pokazuje, że to organ prowadzący decyduje o wszystkim. To także potwierdza stanowisko samorządowców, którzy chcą mieć zdecydowaną przewagę przy wyborze dyrektora szkoły. Aby  nie wyszło na to, że krytykuję dyrektorów, przyznam, iż często zastanawiam się, czy sami nauczyciele wiedzą, kto faktycznie jest ich pracodawcą i kierownikiem zakładu pracy.

Dyrektorzy twierdzą, że Karta utrudnia im zarządzanie szkołą. Uniemożliwia zwolnienie mianowanych nauczycieli. Nie są w stanie wystawić im negatywnej oceny, choć ci nie angażują się w życie szkoły, kontakty z rodzicami, a tylko realizują program.

To nieprawda. Karta zawiera formułę rozwiązania stosunku pracy z nauczycielem mianowanym. Jej elementem jest ocena pracy. Już jedna negatywna, a nie jak dawniej dwie, pozwala wręczyć wypowiedzenie. Kilka dni temu wpłynęła do nas informacja  o negatywnej ocenie nauczycielki. Potwierdza moją opinię o możliwościach, jakie daje Karta.

To nie jest proste i często prowadzi do konfliktowych sytuacji.

W żadnym zakładzie pracy  to nie jest proste. W urzędzie gminy, ministerstwie nie można tak sobie zwolnić zatrudnionego na podstawie ustawy o pracownikach samorządowych czy służbie cywilnej. Dobry dyrektor powinien widzieć źródło konfliktu, jego skutki pracownicze, edukacyjne. Ważne, aby umiał to wykorzystać do stworzenia projakościowej atmosfery, negującej nauczycieli niepotrafiących się w niej odnaleźć. Ambicją wielu  nauczycieli jest  chęć dorównania do najlepszych. Z drugiej strony dyrektor musi mieć program pomocy słabszym lub umieć powiedzieć, że dana osoba nie sprawdzi się w szkole. Nauczycielem mianowanym można zostać w dziesiątym roku pracy. Nie dojdzie do tego bez zgody dyrektora, ma więc  dużo czasu na ocenę pracy i postawy nauczyciela.

Obecnie 70 proc. nauczycieli zatrudnionych jest na podstawie mianowania. Praktycznie nie do zwolnienia.

Nie zgadzam się. Każdy pracownik  z umową o pracę ma określoną ochronę. Ochrona nauczyciela jest nieco większa, ale mniejsza niż  np. sędziego czy prokuratora. Na weryfikację predyspozycji nauczyciela system daje dziesięć lat, a w kolejnych latach pozwala monitorować jego pracę. Jednym z podstawowych zadań dyrektora jest nadzór pedagogiczny, jego elementem jest m.in. hospitacja, czyli analiza pracy nauczyciela podczas lekcji. Jeśli ten wykonuje swoje czynności poprawnie, a dyrektor ma większe oczekiwania, to musi je wyartykułować i zmobilizować do ich osiągnięcia. Jeśli nauczyciel nie jest w stanie wykonać stawianych mu zadań, w ręku dyrektora pozostaje ocena jego pracy, także negatywna. Musi tylko zebrać dowody, których nie podważy sąd. Do tego jednak trzeba mieć wiedzę i umiejętności, bo kompetencje wynikające z zapisów prawa dyrektor posiada.

I dowody.

Ale to ma być efekt ciężkiej pracy dyrektora. Tylu hospitacji, zajęć, rozmów z rodzicami, uczniami, by te dowody stały się niepodważalne.

Ilu nauczycieli pan zwolnił, dając im negatywną ocenę?

Nie miałem takiego przypadku, ale kilku nauczycieli zwolniłem lub odeszli sami.

Kiedy był pan ostatnio dyrektorem?

W 1995 r. I nie miałem złych nauczycieli, wręcz przeciwnie. I jestem pewien, że dobrych i wspaniałych nauczycieli jest zdecydowanie więcej. Tych, którzy nie powinni pracować w szkole, jest zapewne  promil w  gronie liczącym blisko 600 tys. osób.  Media jednak kreują pogląd, że polska oświata to skupisko fatalnie pracujących nauczycieli. To szkodliwy i nieprawdziwy stereotyp.

Wielu rodziców narzeka na zły kontakt z nauczycielami, niechęć do e-mailowej wymiany informacji.

Dyrektorzy i nauczyciele narzekają zaś, że rodzice nie chcą lub nie mają czasu angażować się w życie szkoły i wychowywanie swoich dzieci. Prawda jak zawsze leży pośrodku. Jeżeli są tego rodzaju uwagi rodziców, to w ramach szkoły istnieją mechanizmy ich uregulowania.

Wróćmy do finansów. Samorządy twierdzą, że Karta jest za droga.

Dyskusja o Karcie w sensie ekonomicznym jest wtórna. Nie Karta decyduje o sytuacji ekonomicznej w oświacie. Trudności ekonomiczne samorządów nie mogą być zrzucane na edukację i nauczycieli. To nie Karta kazała budować stadiony, zaciągać długi, niemądrze inwestować. Pożycza się cudze, ale oddaje własne.

Co psuje finanse na oświatę?

Podstawowym problemem związanym z finansami jest zły mechanizm naliczania środków na funkcjonowanie szkół. Trzeba tu pochwalić rząd i parlament, bo mimo malejącej liczby dzieci  subwencja rośnie. Jej beneficjentem  w dużej mierze  jest jednak szkolnictwo niepubliczne. Nie jesteśmy mu przeciwni, ale algorytm podziału subwencji nadmiernie preferuje marginalny segment edukacji. Wielu burmistrzów żali się, że nie są w stanie zapanować nad rozwojem szkolnictwa niepublicznego, szczególnie osób dorosłych. Należy ograniczyć wypływ środków pieniężnych do szkół mających wirtualnych uczniów. Bo choć pieniądze na podwyżki dla nauczycieli powinny trafiać do szkół samorządowych, to trafiają w części do szkół niepublicznych.

Szkoły niepubliczne to także małe szkoły prowadzone przez stowarzyszenia rodziców, rozwoju wsi, organizacje katolickie.

Oprócz tych, które pani wymienia, często są to szkoły społeczne, odpłatne, pobierające czesne i one powstają jak grzyby po deszczu. A gmina nie ma prawa odmówić im wpisu do rejestru. Rosną przez to koszty jednostkowe w szkołach samorządowych, które stanowią trzon systemu oświaty.

Resort zamierza tylko zmienić charakter dodatku wiejskiego. Popiera pan takie działanie?

Jest to jeden z punktów w dyskusji z Ministerstwem Edukacji Narodowej  i przedstawicielami samorządów.

Dodatek wiejski został wprowadzony w 1982 r., gdy brakowało nauczycieli, zwłaszcza na wsiach. Dziś dostają go też bogate wiejski gminy, np. Ustronie Morskie należące do dziesięciu najbogatszych samorządów. One mogą nawet kupić dom nauczycielowi, którego chcą zatrudnić. Być może należy ten dodatek połączyć z dochodem samorządu na jednego mieszkańca.

Ma się też zmienić sposób rozliczania samorządów z gwarantowania średnich.

Obowiązujące rozwiązanie jest autorskim pomysłem obecnej pani minister. Związek nigdy nie twierdził, że dodatek wyrównawczy należy wypłacać wszystkim nauczycielom w danej grupie awansu, jeśli nie osiągnęła ona ustawowych średnich. Powinien być traktowany jak nagroda, czyli dzielony między tych, którzy na to zasługują.

Kto nie powinien mieć do niego prawa?

Nauczyciele, którzy nie angażują się w pracę danej szkoły, traktują ją jako dodatkowe miejsce pracy lub płatnika ZUS,  przebywają na długim zwolnieniu. I znowu wracamy do dyrektora szkoły.

Popiera pan urlop dla poratowania zdrowia dla trzydziestolatków?

Nigdy nie mówiliśmy, że o prawie do urlopu nie należy dyskutować. Udzielanie go już po siedmiu latach to rzeczywiście za wcześnie. Mówienie po takim czasie, że jest się wypalonym zawodowo, świadczy o tym, że dana osoba  nie wiedziała, jaki zawód wybiera. Ale też nie może być tak, że nauczyciel zyska prawo do takiego urlopu po czterdziestu latach.

Co się panu nie podoba w Karcie?

Okładka. Ale także to, że nie obejmuje wszystkich nauczycieli. Dzieli ich na karcianych pracujących w placówkach publicznych i niekarcianych w niepublicznych. Nie ma powodu, aby nie podlegali jej wszyscy nauczyciele.

Osiągnięcie kompromisu z panem nie będzie łatwe.

To nieprawda. ZNP  był i jest zwolennikiem rozmów i szukania porozumienia. Dawaliśmy temu wielokrotnie wyraz. Przeciwni jesteśmy  natomiast decyzjom złym , nieprzemyślanym i szkodzącym systemowi edukacji, a tych w przeszłości nie brakowało.

Krystyna Szumilas, minister edukacji, mimo zapewnień nie przedstawiła projektu zmian w Karcie nauczyciela. Z informacji przedstawionych posłom wynika, że nie planuje radykalnych zmian. Czy jest pan zadowolony?

Sławomir Broniarz:

Pozostało 98% artykułu
Opinie Prawne
Maciej Gawroński: Za 30 mln zł rocznie Komisja będzie nakładać makijaż sztucznej inteligencji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Wojciech Bochenek: Sankcja kredytu darmowego to kolejny koszmar sektora bankowego?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"