Rz: Czy podziela pan wzburzenie, jakie zapanowało po uzasadnieniu do wyroku w procesie doktora G.?
prof. Andrzej Rzepliński:
Nie znam całego uzasadnienia, ale jeśli chodzi o to jedno zdanie, uważam, że sędzia powiedział prawdę, nazwał rzeczy po imieniu – dając sędziowską ocenę stwierdzonej w czasie procesu metody ściągania ludzi na przesłuchania oraz okoliczności prowadzenia tych przesłuchań. Tego dnia, kiedy uzasadnienie było prezentowane, wróciłem do czasu sprzed sześciu lat. Interesowałem się wówczas tą sprawą jako obrońca praw człowieka. Zakładałem, że gdy dojdzie do procesu, będę zaangażowany w jego monitorowanie. Naprawdę wtedy panowała histeryczna atmosfera wokół wojny z korupcją i szerzej – walki z przestępczością. Traktowane to było jako naczelne zadanie państwa, pewnie w przekonaniu, że łatwo tu o sukces i polityczny zysk. To było patologiczne wręcz podejście. Wypowiedziana patologiom wojna przyciągała wojowników: młodych, głodnych błyskawicznego awansu i ucieczki od małomiasteczkowej bylejakości. Obserwowałem stale rosnące poczucie wszechmocy wśród młodych funkcjonariuszy, prokuratorów. Jestem człowiekiem, który sporo opublikował na temat zbrodni stalinowskich, znam je od podszewki i nawet przez sekundę nie miałem skojarzenia, że Tuleya, który sądził i jako sędzia rejonowy skazywał funkcjonariuszy UB, poniżył ofiary stalinizmu. Powiedział tylko o metodzie przesłuchań, która jest nie do przyjęcia w państwie prawa – niezależnie od czasu i miejsca.
Ale przecież zgodzi się pan, że z korupcją trzeba walczyć?
Korupcja to neverending story. To choroba, która, gdy się rozleje, toczy jak rak państwo, powoduje karlenie społeczeństwa i gospodarki. Dobrze, że w Polsce powstała wyspecjalizowana policja antykorupcyjna. Źle, że organizowali ją naturszczycy, z reguły kierujący się dobrymi intencjami, ale dobierani według wyraźnych sympatii politycznych. Ściganie i karanie łapowników to tylko jeden i wcale nie najważniejszy instrument trzymania korupcji pod kontrolą (bo nigdzie jej nie można kompletnie wykorzenić). Jeżeli ściganie i karanie jest jedynym sposobem walki z korupcją, a policja i prokuratorzy ją prowadzący znajdują się pod politycznym parasolem ochronnym, cel szybko zaczyna uświęcać środki. Policjanci i prokuratorzy skierowani do tej walki muszą szybko dostarczać nowych medialnych sukcesów. Nikt wówczas nie przejmuje się późniejszym procesem, rzucającym kłody adwokatom, prasie, obrońcom praw człowieka. Tym mniejsze znaczenie ma to, że na końcu, po pięciu – siedmiu latach, trybunał strasburski orzeknie pogwałcenie wolności od nieludzkiego i poniżającego postępowania.