Rozporządzenie przewiduje możliwość przechowywania dokumentów w formie elektronicznej, co więcej – podatnicy mogą je trzymać na serwerze położonym w dowolnym państwie świata. Nasze faktury mogą więc być przechowywane np. na Filipinach, jeżeli akurat tam znajdziemy taniego dostawcę takiej usługi. To rozwiązanie zgodne jest z nowelizowaną dyrektywą dotyczącą faktur, do wprowadzenia której państwa członkowskie są zobowiązane do końca 2012. My, z omawianym rozporządzeniem, znajdujemy się w awangardzie jej implementacji. Należy założyć, że skoro minister finansów chce wprowadzić przedmiotowe przepisy od początku 2011 r. to oznacza to, że organy podatkowe są do tego przygotowane. Brakuje nam natomiast nieco dokładniejszych przepisów dotyczących tego, na jakich zasadach, w jakich terminach i w jakim zakresie ów dostęp dla organu powinien być zapewniony. Nie może być przecież tak, że organ ma nieograniczony dostęp do wszystkich dokumentów podatnika w każdym czasie. Reguły prowadzenia kontroli czy postępowania muszą być w tym wypadku właściwie stosowane. To rozporządzenie wprowadza nas, podatników, organy podatkowe oraz obszar relacji między podatnikami a organami podatkowymi i podatnikami między sobą, na zupełnie nowy poziom cywilizacyjny.
[b]Czy biorąc pod uwagę zakres zmian w podatku VAT, wystarczający jest, pana zdaniem, czas dany przedsiębiorcom na przygotowanie się?[/b]
Pytanie dotyka zagadnienia fundamentalnego. I tak jak rozporządzenie dotyczące faktur elektronicznych wprowadzi nas na zupełnie inny poziom cywilizacyjny, tak przygotowanie ustawy zmieniającej wysokość stawek w podatku VAT odbyło się niestety w sposób najgorszy z możliwych. Dziś, niemal w połowie grudnia, ustawa wciąż nie jest podpisana przez prezydenta, a zatem nie może być opublikowana w Dzienniku Ustaw. Co więc ma zrobić przedsiębiorca, który prowadzi np. sieć sklepów czy stacji benzynowych w kraju? Czy ma przeprogramować posiadane kasy fiskalne, może kupić nowe, zmienić system finansowo-księgowy, „przemetkować” towary, przygotować informacje o zmianie ceny, jeśli rzecz jasna ma zamiar zmienić ceny na skutek zmiany stawek? Bo przecież, teoretycznie, prezydent wciąż może np. zawetować tę ustawę.
[b]Co wtedy? [/b]
To jest sytuacja, która cofa nas o dziesiątki lat, kiedy to rząd nie miał żadnych powodów, by liczyć się z podatnikiem, obywatelem, przedsiębiorcą. Z tego punktu widzenia obecna sytuacja jest po prostu skandaliczna, bo pokazuje kompletny brak szacunku prawodawcy do przedsiębiorcy i obywatela. Bo skoro podatnicy na dwa tygodnie przed wprowadzeniem fundamentalnych zmian w stawkach podatku nie wiedzą, czy w ogóle wejdą one w życie, to w jaki sposób mają się do nich rzetelnie przygotować? Opierając się na czym – spekulacjach prasowych? To równie wielki problem dla małego przedsiębiorcy, który nie musi przecież umieć samodzielnie przeprogramować kasy, ale musi kupić od kogoś tę usługę, co dla wielkich supermarketów, które pewnie umieją to zrobić, ale za to mają dziesiątki sklepów, setki kas i tysiące pozycji towarowych, które trzeba zmienić. A do tego dochodzi konieczność ewentualnej decyzji o zmianie ceny i w konsekwencji konieczność zmiany ceny na towarach i półkach sklepowych, bo klient nie może być przecież zaskakiwany. Tak więc z punktu widzenia samej procedury to jest tak przykład karygodnego braku szacunku dla obywateli, jakiego dawno nie widzieliśmy. A co w tym wszystkim jest ciekawe, to fakt, iż z technicznego punktu wiedzenia przepisy dotyczące stawek podatkowych są dobre. Szkoda tylko, że technicznie dobre przepisy zostają wprowadzane w życie tak skandalicznie późno. Paradoksem jest więc, że chwalimy ministra finansów za techniczną jakość regulacji i krytykujemy rząd za sposób ich wprowadzenia. A przecież w gruncie rzeczy dyskusja o nowych stawkach trwała pół roku i wydaje się, że grunt pod zmiany miał być już przygotowany wczesną jesienią. Pytanie, dlaczego proces legislacyjny został uruchomiony tak późno.
[b]Nowe stawki to jedna z dwóch ważnych zmian. Druga dotyczy innych klasyfikacji statystycznych do celów podatku VAT.[/b]