Potrzebna jest reforma systemu podatkowego

Jerzy Bielawny, doradca podatkowy, wiceprezes Instytutu Studiów Podatkowych, w rozmowie z Przemysławem Wojtasikiem przypomina maksymę XVII-wiecznego ministra finansów Francji

Publikacja: 11.04.2011 04:30

Potrzebna jest reforma systemu podatkowego

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak now Piotr Nowak

Rz: Czy w Polsce jest możliwy przyjazny dla obywateli system podatkowy?

Jerzy Bielawny, doradca podatkowy, wiceprezes Instytutu Studiów Podatkowych:

Podatków się nie kocha – podatki się płaci. Zawsze będą źródłem konfliktu między państwem a obywatelami. Można ten konflikt maksymalnie złagodzić, ale powinny być jasne reguły gry, którą prowadzi fiskus z podatnikami. Tymczasem nasz system jest tak zaniedbany, że z każdą nowelizacją robi się coraz gorszy. Podatnicy gubią się w gąszczu przepisów i trudno się dziwić, że nie lubią kontaktów z urzędami. Tym bardziej że często są to kontakty nieprzyjemne. Kilkanaście lat temu w Polsce było głośno o pewnym urzędzie skarbowym, z którego terenu – jak opowiadali miejscowi – uciekali nawet szewcy opodatkowani kartą podatkową. A i dzisiaj podejście administracji skarbowej pozostawia wiele do życzenia.

Wie pan, jaką niektórzy doradcy podają najlepszą metodę na optymalizację? Niepłacenie podatku i oczekiwanie, że urząd nigdy się o tym nie dowie. Czy to skuteczna metoda?

Przede wszystkim niezgodna z prawem i nieetyczna. Ale faktycznie może się okazać skuteczna. Przyczyny są dwie. Pierwsza to słaby mechanizm samokontroli w społeczeństwie. Zupełnie naturalne wydaje się, że część profesji nie wystawia rachunków za swoje usługi. Niestety, jest na to przyzwolenie społeczne. Druga przyczyna to niewielkie ryzyko kontroli przez fiskusa. Nie ukrywajmy, możliwości „przerobu" urzędów są coraz mniejsze, a kontrole sprawiają wrażenie przypadkowych. Monitorowania rozliczeń zaliczek na podatki dochodowe w trakcie roku (zwłaszcza przedsiębiorców) nie ułatwiła likwidacja miesięcznych i kwartalnych deklaracji. Podatnik ma mniej obowiązków, ale fiskus przez cały rok nie wie, co się dzieje w firmach. Nie jest też tajemnicą, że łatwiej rozmyć się w masie, dlatego przedsiębiorcy wybierają na działalność większe miasta, gdzie urzędy mają wiele firm do kontrolowania.

Jednocześnie ustawodawca w katalogu sposobów wygaszania zobowiązań podatkowych wymienił – oprócz zapłaty – przedawnienie. Na gruncie prawa więc podatnik, nie płacąc daniny i czekając na przedawnienie, korzysta z ustawowego uprawnienia.

Fiskus jednak próbuje opodatkować coraz to nowe sfery życia, np. banki czasu, w których ludzie wzajemnie wyświadczają sobie przysługi typu posprzątanie mieszkania czy wyprowadzenie psa. Czy urzędy się nie zagalopowały?

Od wielu lat da się zaobserwować tendencję do poszerzania zakresu pojęcia „przychód" – zarówno przez organy skarbowe, jak i sądy. Szczególne pole do popisu dają tu przychody z nieodpłatnych świadczeń. Nieprecyzyjne przepisy to źródło konfliktów. Spójrzmy chociażby na określone w ustawie o PIT zasady wyceniania nieodpłatnych świadczeń. Co to jest cena rynkowa? Urząd przecież zawsze może ją zakwestionować.

Może rozwiązaniem byłby wyraźny przepis, że przychód z nieodpłatnych świadczeń powstaje tylko wówczas, gdy uzyskujemy korzyść majątkową?

Nie jestem miłośnikiem nadmiernego rozbudowywania ustawowych definicji, ale w tym wypadku mam pewność, że w ustawach o podatkach dochodowych jest niezbędna precyzyjna definicja przychodu. Obecnie jej brak. A tymczasem czytam interpretacje nakazujące opodatkować samo zaproszenie na firmową imprezę i tym bardziej podpisuję się pod doprecyzowaniem. Jeśli liczba sporów nie maleje od lat, to znaczy, że coś jest nie tak. Wręcz przeciwnie – przybywa ich, czego najlepszym przykładem jest niekończąca się historia pakietów medycznych. Pokazuje to zresztą, że fiskusowi brakuje szerszego spojrzenia. Przecież firmy, które fundują swoim pracownikom abonamenty medyczne, odciążają publiczną służbę zdrowia i w ten sposób zmniejszają obciążenia NFZ. Korzyści z tego dla całości finansów publicznych mogą być większe niż ze ściągania podatku od nieodpłatnego świadczenia. Organy podatkowe, a wręcz cały resort finansów, muszą częściej myśleć całościowo, kategoriami interesu publicznego, a nie tylko sprawozdawczości budżetowej.

Najwięcej jest sporów o koszty prowadzenia działalności gospodarczej. Czy da się to zmienić?

Ustawodawca na szczęście uwzględnił sądowe orzecznictwo i poszerzył definicję kosztów podatkowych o te poniesione w celu zachowania bądź zabezpieczenia źródła przychodów. Ale obfity katalog wyłączeń powoduje, że przedsiębiorcy ciągle nie wiedzą, jak rozliczać część wydatków. Aby uniknąć ograniczeń, przyjmują nienaturalne konstrukcje. Tak np. dwóch sąsiadów prowadzi firmy, a ich żony są księgowymi. Aby zaliczyć wartość ich pracy do kosztów, pan Kowalski musi zatrudnić panią Nowak, a pan Nowak panią Kowalską. Inaczej się nie da, bo ustawa o PIT wyłącza z kosztów wartość pracy małżonka podatnika. Drugi przykład: przepisy o podatkach dochodowych nie zawierają precyzyjnych uregulowań dotyczących dokumentowania kosztów uzyskania przychodów, a często w orzecznictwie spotyka się pogląd, że dowody księgowe (faktury, rachunki, umowy, przelewy) nie są wystarczające. Co więcej – brakuje zwykle wskazań, jakie to mają być dodatkowe dowody.

Ale przedsiębiorcy i tak mają o wiele większe możliwości odliczania kosztów niż pracownicy.

Zdecydowanie tak, bo przychody ze stosunku pracy można pomniejszyć tylko o koszty ryczałtowe, zadekretowane ustawowo. To archaiczne rozwiązanie, nieodzwierciedlające faktycznych nakładów pracowników. Uważam, że powinni mieć możliwość pomniejszania przychodu o faktyczne wydatki.

Czy to rozwiązanie nie skomplikowałoby relacji między pracownikiem a pracodawcą, który przecież pełni funkcję płatnika?

Można do tego dojść ewolucyjnie. Na początek przyjąć, że w ciągu roku pracodawca rozlicza zaliczki, stosując koszty zryczałtowane, a dopiero wypełniając zeznanie roczne, sam pracownik decyduje, co mu się bardziej opłaca – koszty kwotowe czy rzeczywiste (poniesione i udokumentowane).

A ulgi podatkowe? Część została zlikwidowana pod pretekstem upraszczania systemu podatkowego, ale zamiast nich pojawiły się nowe.

Trudno likwidację ulg nazwać upraszczaniem systemu. Same ulgi go nie komplikują, jeśli są wprowadzane z głową. Powinny mieć charakter stymulacyjny, czyli wspierać działania podatnika. Przykładem jest ulga na dzieci dająca preferencje podatkowe rodzinie. Zarazem ulgi podatkowe są wyrazem polityki państwa – wspierania określonych sfer działalności społecznej czy gospodarczej.

Czy ulgi mogłyby się przyczynić do ograniczenia szarej strefy? Perspektywa odliczenia wydatków na remont powodowała, że właściciel mieszkania żądał faktury od fachowca. Po likwidacji ulgi już mu na niej tak nie zależy.

Rzeczywiście, konieczność dokumentowania usług na potrzeby ulgi dopingowała wykonawców do ujawniania dochodów. Tak było przede wszystkim w wypadku ulg budowlanych, ale także np. odliczenia wydatków na prywatne leczenie. Budżet tracił na tym, że podatnicy pomniejszali swoje zobowiązania, ale jednocześnie zyskiwał na opodatkowaniu usługodawców. Likwidacja preferencji spowodowała, że część wykonawców powróciła do szarej strefy. Ustawodawca próbuje z nią walczyć, ale jak pokazuje przykład ulgi na nianie – z miernym skutkiem.

Próbuje też walczyć z nadużyciami, ale czy np. ostatnie zaostrzenie wymogów korzystania z ulgi dla niewidomych (konieczność podania danych przewodnika i przedstawienia certyfikatu psa) to krok w dobrym kierunku?

Zmusza to do postawienia pytania, czy nie ma pilniejszych potrzeb niż zaostrzanie przepisów dla niewidomych. Owszem, dotychczasowe regulacje stwarzały poletko do nadużyć, ale trzeba pamiętać o skutkach społecznych tej zmiany. Niewidomemu trudno będzie teraz skorzystać z pomocy przewodnika, bo podanie jego danych fiskusowi oznacza, że będzie prawdopodobnie skontrolowany, czy zapłacił podatek. Potrzebne są regulacje eliminujące nadużycia na wielką skalę. Wątpię natomiast, czy należy wprowadzać dodatkowe obowiązki w sytuacjach, w których ryzyko straty dla budżetu jest niewielkie.

Jak więc rozwiązać te wszystkie kłopoty z rozliczeniem?

Na pewno nie kolejną nowelizacją. Potrzebna jest gruntowna reforma systemu podatków dochodowych. Ministerstwo Finansów zapowiadało ją dwa lata temu, ale do tej pory nie podano do wiadomości publicznej nawet jej założeń. Tymczasem tylko wprowadzenie przejrzystych przepisów i poprawienie relacji między urzędami a podatnikami daje szanse na większe wpływy do budżetu. Jak bowiem powiedział Jean Baptiste Colbert, doradca króla Ludwika XIV, pobieranie podatków jest jak skubanie gęsi – należy zebrać jak najwięcej piór przy jak najmniejszym syczeniu.

Czytaj więcej w serwisie:

Prawnicy, doradcy i biegli

»

Opinie Prawne
Maciej Gawroński: Za 30 mln zł rocznie Komisja będzie nakładać makijaż sztucznej inteligencji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Wojciech Bochenek: Sankcja kredytu darmowego to kolejny koszmar sektora bankowego?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"