Czy członek zarządu spółki kapitałowej ma prawo wyrządzić jej szkodę, dopuszczając się zaniedbań w prowadzeniu jej spraw, jeżeli nie można przypisać mu naruszenia konkretnego przepisu prawa lub postanowienia statutu spółki? Odpowiedź na tak postawione pytanie wydaje się prosta, gdyby nie wyroki Sądu Najwyższego z 9.02. 2006 r. (V CSK 128/05) i Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 18.08. 2011 r. (I Aca 54/11). Sądy uznały, iż wyrządzenie szkody spółce wywołane brakiem należytej staranności nie prowadzi do powstania odpowiedzialności cywilnej członka zarządu, jeżeli nie naruszył on konkretnego przepisu prawa lub postanowienia umowy spółki. Stanowisko to aprobuje część polskiej doktryny, odwołując się do konieczności wąskiego pojmowania odpowiedzialności członka zarządu. Chodzi chyba o to, aby nie obciążać członków zarządu nadmiernym ryzykiem.
Wolnoć Tomku...
Wolno ci Tomku robić, co chcesz w swoim domku. Do takich skutków prowadzi lektura cytowanych orzeczeń. Jednak członek zarządu nie jest Tomkiem z bajki Fredry „Paweł i Gaweł", a spółka nie jest jego domkiem. Koncepcja wąskiej odpowiedzialności członków zarządu zakłada, że istnieje sfera wolności działania członka zarządu oderwana od odpowiedzialności. Czy oczekiwanie, aby członek zarządu ponosił odpowiedzialność za wyrządzenie szkody niestarannym działaniem jest nadmierne? Cytowane orzeczenia dopuszczają „bezkarne" powoływanie w skład zarządu osób niekompetentnych, przyzwalając na systemową nieudolność i rażące zaniedbania. Dopuszczają podejmowanie bardzo ryzykownych decyzji, promując hazard moralny. Przyzwalają na działania, które nie są sprzeczne z literą prawa, odzierając prawo z wartości.
Sądy proponują rozumienie prawa jak recepty na leczenie anginy. Gdzieś zagubiły się normy zasady. Sądy proponują ograniczenie treści stosunku spółki do literalnej treści statutu spółki. Zaginęły reguły wykładni oświadczeń woli (art. 65 k.c.), które mają wpływ na odtworzenie treści praw i obowiązków stron stosunku spółki, jak zasady współżycia społecznego, zwyczaje, zgodny zamiar stron i cel stosunku. Gdzieś zaginął art. 56 k.c., który stanowi, że czynność prawna wywołuje skutki nie tylko w niej wyrażone, ale również te, które wynikają z zasad współżycia społecznego i ze zwyczajów. Czy propozycja drastycznego ograniczenia wymogu prowadzenia spraw spółki z należytą starannością nie jest sprzeczna z zasadami współżycia społecznego? Sentencja „Wolnoć Tomku w swoim domku" ma sens, bo jest oparta na koncepcji, że skutki działań Tomka nie naruszają praw osób trzecich. Tomek zachowując się rozsądnie lub nierozsądnie, starannie lub niedbale, nie zarządza sprawami innych osób. Spółka nie jest jednak domkiem z bajki Fredry.
Można się spierać co do oceny, czy standard należytej staranności został w konkretnych okolicznościach wypełniony, i zakresu odpowiedzialności, ale nie sądziłem, że można negować powiązanie odpowiedzialności profesjonalisty z niedochowaniem należytej staranności. Należyta staranność w prawie spółek jest jak prawo przyrody. Można się spierać, czy w jakimś układzie odniesienia dana wielkość ma wartość większą czy mniejszą (np. miara staranności w obrocie profesjonalnym i nieprofesjonalnym, w danym typie stosunku prawnego, np. stosunek powierniczy, umowa zarządzania). Jednak istnienie obowiązku dokładania należytej staranności łączy świat obrotu profesjonalnego i nieprofesjonalnego. Jest to zjawisko niezmienne, choć o różnym stopniu nasilenia. Wzorzec należytej staranności jest względny, ale dlatego, że „szyjemy" go na miarę okoliczności.
Kiedy prawo jest sztuką
Monteskiusz wołał: „Nie pytam, jakie są prawa, ale jacy są sędziowie". Z najlepszej ustawy można uczynić „potworka" legislacyjnego, a z najgorszej ustawy dobre prawo. Uchwalenie ustawy to pierwszy etap procesu legislacyjnego, jeżeli zgodzimy się, że celem wykładni jest poszukiwanie sensu normy prawnej. Prawo staje się sztuką, jeżeli nie zamkniemy tekstu prawnego w czterech rogach strony, na której jest on spisany. Bezprawność obejmuje zachowanie sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Czy niestaranne zachowanie można uznać za działanie zgodne z zasadami współżycia społecznego, a więc w granicach prawa? Artykuł 208 § 2 k.s.h. (art. 371 § 1 k.s.h.) stanowi, że każdy członek zarządu ma prawo i obowiązek prowadzić sprawy spółki. Artykuł 293 § 2 (art. 483 § 2 k.s.h.) określa, że członek zarządu powinien przy wykonywaniu swoich obowiązków dołożyć staranności wynikającej z zawodowego charakteru swojej działalności. Czy z tych dwóch przepisów nie można wyprowadzić normy prawnej nakazującej, aby członek zarządu prowadził sprawy spółki z należytą starannością profesjonalną? Czy do członka zarządu nie ma zastosowania art. 354. § 1 k.c., stosownie do którego dłużnik powinien wykonać zobowiązanie zgodnie z jego treścią, celem, zasadami współżycia społecznego. Prawo prywatne chroni osoby staranne. Umknęło to zwolennikom zawężającego ujmowania odpowiedzialności członków zarządu. Członek zarządu jest powiernikiem. Udziałowcy spółki są powierzającym mu majątek w zarządzanie w ramach skorupy organizacyjno-prawnej, jaką jest spółka. Trudno wyobrazić sobie, aby powiernik był zobowiązany do dochowania należytej staranności wyłącznie w kazuistycznie określonych przypadkach. Czy brak staranności nie stanowi przejawu braku lojalności (uczciwości i rzetelności)? Naruszenie obowiązku lojalności jest nadużyciem kontraktowym także wtedy, gdy formalnie nie narusza umowy.